fbpx

Odcinek 04: Empatyczne podejście do emocji

with Brak komentarzy

Odkąd zostałam matką, nigdy nie kryłam, że dobra relacja z Synem jest jednym z priorytetów w moim życiu. „Dobra” czyli, w moim rozumieniu, relacja oparta na miłości, akceptacji i obustronnym zaufaniu.

Wbrew pozorom, budowanie takiej relacji wymaga wysiłku i ciągłej pracy, a codziennie czekają na mnie bezlitosne testy, sprawdzające moje zaangażowanie w praktyce 😉

Jedną z takich sytuacji jest moment, w którym mój zwykle uśmiechnięty Syn zaczyna być dużo mniej uśmiechniętym i baaardzo głośnym dyskutantem, nie przyjmującym sprzeciwu.

Jeśli chcesz się dowiedzieć, w jaki sposób odmawiam dwulatkowi ciastek przed obiadem i co to ma wspólnego ze szkoleniami z zarządzania emocjami, posłuchaj czwartego odcinka podcastu Mama jako trener biznesu”.


Zachęcam Cię również do wysłuchania poprzedniego odcinka o wyzwaniach, związanych z godzeniem samodzielnego macierzyństwa z pracą.


Odcinek 4 wersja do czytania

Halo, halo, dzień dobry, nazywam się Joanna Pietrzak i witam Cię w czwartym odcinku podcastu Mama jako trener biznesu, w którym opowiadam o łączeniu roli matki z zawodem trenera. Znajdziesz tutaj informacje, w jaki sposób można pogodzić dwa tak wymagające zajęcia (a przynajmniej jak ja to robię).

Pokażę Ci również, jak wiedza trenerska przydaje mi się w macierzyństwie i dlaczego to macierzyństwo mnie rozwija jako trenera.

W  poprzednim (trzecim) odcinku podzieliłam się czterema praktycznymi wskazówkami, które pomagają mi połączyć życie zawodowe z macierzyństwem, więc jeśli jeszcze go nie wysłuchałaś, zachęcam Cię do nadrobienia.

Na podsłuchu

Dzisiaj natomiast, chciałabym poruszyć temat, do którego zainspirował mnie dialog między dwojgiem znajomych mi rodziców, który niedawno usłyszałam. Otóż, dialog rozpoczął ojciec, który powiedział coś takiego:

Gdy byłem dzieckiem, strasznie mnie to wkurzało, ale teraz, gdy sam jestem rodzicem, rozumiem, że te wszystkie zakazy i nakazy nie były dlatego, bo rodzice chcieli mi zrobić na złość, tylko dla mojego dobra. Ale to trzeba samemu stać się rodzicem, żeby to zrozumieć.

Matka dziecka mu odpowiedziała:

To skoro pamiętasz, że tak Cię one frustrowały, to dlaczego nie wykażesz się większym zrozumieniem wobec własnego dziecka?

Koniec cytatu. Mniejsza z tym, w jakich okolicznościach zostało to wypowiedziane i nieważne przez kogo, ponieważ dokładnie do tego wyrwanego z kontekstu fragmentu chcę się dzisiaj odnieść.

Od razu zaznaczam, jestem ekspertką wyłącznie od swojego dziecka, więc nie roszczę sobie praw do wyznaczania komukolwiek jedynej słusznej drogi wychowawczej. Sama doskonale wiem, że najłatwiej wychowuje się cudze dzieci, a szewc bez butów chodzi i ciężko czasem sprostać nawet własnym wymaganiom.

Natomiast, pytanie zadane przez tamtą matkę świetnie pokazuje drogę, w kierunku której sama staram się podążać i która to polega na bardziej empatycznym podejściu wobec dziecka. Co, wbrew pozorom, wcale nie polega na „bezstresowym wychowaniu”, którym często nazywa się mniej dyscyplinujące podejście do dziecka.

Po pierwsze – empatia wcale nie wyklucza pewnej dozy dyscypliny, a po drugie – tak zwane „bezstresowe” wychowanie, niewiele ma z empatią wspólnego, ale to długi temat, którego w tej chwili nie chcę poruszać.

A ta znowu o rodzicach?

Zanim przejdę do rozwinięcia tematu, który sobie na dzisiaj przygotowałam, możesz mnie zapytać, dlaczego wchodzę tak głęboko w tematy rodzicielskie, skoro miałam też mówić o zagadnieniach trenerskich?

Być może na pierwszy rzut oka nie widać związku między tymi dwiema rzeczami, natomiast jestem szczerą zwolenniczką podejścia, że wychowanie wspierające (w tym empatyczne) jest fundamentem pod późniejszy rozwój osobisty. To takie podstawy, które możemy w dziecku budować już od najmłodszych lat.

Przykładem, o którym często wspominam, są drogie, czasochłonne i energochłonne szkolenia z asertywności, z których moje pokolenie często korzysta, a których można uniknąć, gdybyśmy byli asertywności uczeni od najmłodszych lat. Nie będę teraz wchodzić w szczegóły, natomiast, jeśli interesuje Cię ten temat, możesz zajrzeć do mojego artykułu, do którego link zamieszczę w opisie tego odcinka i przy transkrypcji na stronie. Jeśli dobrze pamiętam, tytuł artykułu brzmi „Kiedy rodzi się asertywność”.


Zgodnie z obietnicą, załączam link do artykułu „Kiedy rodzi się asertywność” 🙂

W każdym razie, jest mnóstwo badań na temat negatywnych zachowań rodziców oraz ich konsekwencji, przykładowo w charakterze zaburzeń emocjonalnych u dziecka. Nie wspominam już o skrajnych przypadkach, gdzie konsekwencją mogą być nawet uszkodzenia układu nerwowego dziecka, które mogą prowadzić nawet do zaburzeń psychicznych. Zakładam jednak, że osoby, które słuchają tego podcastu, nie chcą dla dziecka źle, więc o patologiach też wspominać nie będę.

Czy inne modele wychowawcze są złe?

Jak w każdym przypadku, jeśli chodzi o wychowanie i rodzicielstwo, racji jest mnóstwo, a każdy ma swoją. Przykładowo, bardzo dyscyplinujący model wychowania kilkadziesiąt lat temu miał praktyczne zadanie: nauczenie dziecka przydatnej umiejętności – nie wychylaj się i podporządkuj silniejszemu, co miało zagwarantować dziecku bezpieczeństwo.

W dzisiejszych czasach, ten model już całkowicie się nie sprawdza. Z mojego punktu widzenia, świat poszedł w zupełnie inną stronę i dzisiaj rolą nauczycieli, trenerów czy przede wszystkim rodziców, jest wykształcenie skutecznych mechanizmów obronnych u naszych podopiecznych.

Być może sformułowanie „mechanizm obronny” brzmi dość poważnie, więc tłumaczę, o co mi chodzi. Uważam, że w dzisiejszym świecie bardzo przydatne są kompetencje związane z samoobroną naszego układu nerwowego, czyli właśnie wspomniana asertywność oraz umiejętność radzenia sobie ze stresem i emocjami, których mamy aktualnie bardzo dużo. Szczególnie, że jesteśmy otoczeni mnóstwem wszelakich bodźców, które nie są obojętne ani dla naszego organizmu, ani dla naszej psychiki.

W każdym razie, jeśli chodzi o te dwie kompetencje, czyli asertywność i umiejętność radzenia sobie z emocjami, to wydaje mi się, że na przestrzeni kilku do kilkunastu lat te umiejętności nadal będą aktualne, choć mogę się mylić. Jednostki głośne są przecież jednostkami niewygodnymi 😉

O asertywności w tej chwili nie będę wiele mówić, ponieważ jest to ogromny temat na zupełnie inny odcinek, a nawet i kilka. Chcę jedynie wspomnieć, że asertywność ma wiele wspólnego z poczuciem własnej wartości, która to jest wspierana i rozwijana przez zachowania empatyczne rodziców. To tak na marginesie.


Rodzic może również przyjąć rolę trenera, pracującego z nastawieniem, co pomaga dziecku odnaleźć swoje cele w nauce. Więcej na ten temat znajdziesz w tym artykule.

I czego płaczesz?

Dzisiaj jednak chcę pomówić o tym drugim zagadnieniu, czyli o regulacji emocji, w której rodzic, nauczyciel czy trener powinien aktywnie uczestniczyć. Oczywiście, inaczej wygląda zarządzanie sytuacją konfliktową w grupie dorosłych, a inaczej w przypadku własnego kilkuletniego dziecka, natomiast jest kilka mechanizmów, które świetnie sprawdzają się w obu tych przypadkach.

Pierwszą obserwacją, którą chciałabym się z Tobą podzielić, to zaobserwowany przeze mnie strach przed konfliktem. W przypadku ludzi dorosłych oznacza to brak chęci mówienia sobie wprost rzeczy niewygodnych w obawie przed pogorszeniem relacji.

W przypadku podejścia do dzieci, mam na myśli strach przed płaczem i gwałtownymi reakcjami dziecka lub wręcz otwarty wobec nich sprzeciw, czyli brak zgody na tego typu reakcje. Z tego wynikają wszystkie stwierdzenia „przecież nic się nie stało”, „uspokój się”, „przestań beczeć” czy inne podobne metody szybkiego uciszenia dziecka. Specjalnie nie używam tutaj słowa „uspokojenia”, ponieważ ze spokojem to nie ma wiele wspólnego. Są to metody na uciszenie dziecka, nie na jego uspokojenie – dla mnie jest to bardzo ważna i znaczna różnica.

Wiadomo: głośny ryk, szczególnie w miejscu publicznym, nie jest przyjemny dla naszych uszu, tym bardziej, że rzadko kiedy spotyka się z wyrozumiałością otoczenia. I bardzo często spotyka się z brakiem wyrozumiałości rodzica.

Lekceważenie emocji

Mnie też na początku było ciężko, szukam odpowiedniego słowa… Przywyknąć? Zaakceptować? Zrozumieć? Tak, trudno było mi zrozumieć ten głośny płacz i przestać go postrzegać jako sygnał dla świata „hej, jestem złą matką!”. Przykładowo, kiedy mój syn zaczął chodzić do żłobka, to gdy go odbierałam, nie pozwalał się ubrać czy włożyć do wózka. Krzyczał, jakbym go obdzierała ze skóry, a im bardziej mi było przez to wstyd, tym bardziej moje ruchy stawały się nerwowe, więc tym bardziej moje dziecko krzyczało. Wydawało mi się, że wszyscy dookoła patrzą na mnie osądzająco i potępiająco, strasznie nieprzyjemne uczucie. Teraz już wiem, że synek chciał mi coś przekazać, ale byłam głucha na jego komunikaty. Mniej więcej mogę to porównać do absurdalnego dialogu w stylu:

„Słuchaj, jest mi zimno.”
„Uspokój się, nie przy ludziach.”

I o ile w kontekście osób dorosłych taki dialog byłby raczej nie do przyjęcia, tak zauważmy, że wiele razy wobec dzieci tak właśnie się zachowujemy.

„Mamo, tato, nogi mnie bolą.” – Przestań marudzić.
„Mamo, tato, pić mi się chce.” – Nie przeszkadzaj.
„Mamo, tato, nudzę się.” – Uspokój się i siedź spokojnie.
„Mamo, tato, smutno mi.” – Nie histeryzuj.

I nie nazwę tego inaczej jak lekceważeniem potrzeb tego małego człowieka.

Wiadomo, potrzeby dzieci – dla nas dorosłych – bywają dziwne i upierdliwe, a ich niektóre problemy mogą wydawać się błahe z naszej perspektywy. Poza tym, my też jesteśmy ludźmi, mamy prawo mieć gorszy humor, nie mieć ochoty na zabawę. Mamy prawo zagryzać zęby na dźwięk kolejnego krzyku i głośnego płaczu.

Komunikacja z dzieckiem jest bardzo wymagająca, ponieważ wymusza oderwanie się od znanych nam schematów. Stereotypowa odpowiedź z żartów o kobietach „domyśl się” staje się naszą – rodziców – codziennością. Tylko że w tym przypadku nie jest to zwykłe „domyśl się”, ale „domyśl się szybko, bo po każdej Twojej pomyłce będę krzyczeć coraz głośniej”, więc dochodzi jeszcze presja.

Widzę jednak po sobie, że odkąd zmieniłam trochę swoje podejście i zaczęłam traktować krzyk dziecka i jego płacz jako rodzaj komunikatu, na który staram się odpowiedzieć i który próbuję zrozumieć, to coraz lepiej podłapuję jego potrzeby i problemy.

Dlatego, jestem już mądrzejsza i teraz mogę zareagować, zanim problem dojdzie do punktu krytycznego. Jasne, wybuch nie zawsze jest na sto procent przewidywalny, ale dzięki temu, że okazuję zrozumienie i staram się rozwiązać problem, taki wybuch trwa dużo krócej i przebiega mniej gwałtownie niż kiedyś.

Oprócz tego, traktowanie krzyku jako rodzaj komunikatu pomaga mi zachować większy spokój wobec dziecka. Traktuję to jak język, którego nie rozumiem. Wyobraźmy sobie sytuację, w której podchodzi do nas obcokrajowiec i zaczyna mówić w swoim języku, a my mu na to odpowiadamy bezrefleksyjnie „uspokój się i nie marudź”. Sytuacja abstrakcyjna, ale staram się na to patrzeć z punktu widzenia dziecka, które próbuje coś przekazać swoim językiem, co ja nie do końca rozumiem. Dlatego próbuję dojść do tego, o co mu chodzi.


Zainteresowanie punktem widzenia dziecka jest też przydatne na etapie pomocy w nauce, o czym pisałam w artykule z radami, co robić, gdy inni nie rozumieją naszego tłumaczenia.

A co z ciastkami przed obiadem?

Jednak takie podejście wcale nie oznacza, że każda zachcianka mojego dziecka jest realizowana. Wręcz przeciwnie. Uważam, że bardzo ważną i przydatną kompetencją w życiu jest umiejętność przyjęcia cudzej odmowy. Sądzę też, że to moim obowiązkiem jako rodzica jest nauczenie dziecka radzić sobie z taką – bądź co bądź – nieprzyjemną sytuacją. I tutaj do gry również wchodzi empatia.

Przykład: moja odmowa ciastek przed obiadem sprawia mojemu dziecku przykrość i jest na mnie zły. I teraz to, co powiem, może być jeszcze uznawane za kontrowersyjne, więc staram się ważyć słowa, żeby nikogo nie urazić. Czasem mam wrażenie, że złość dziecka na rodziców jest przez nich utożsamiana jako brak miłości, a okazanie tej złości na zewnątrz jako zaburzenie ich autorytetu i okazanie braku szacunku.

Możliwe, że to wynika z naszego wychowania, że dorosłym niezależnie od okoliczności należy się szacunek. Być może wynika to również z tego, że starsze dzieci, które już mówią, w chwilach ogromnej złości reagują na przykład „nienawidzę Cię”, „chcę mieć inną mamę”, „wolałbym się nigdy nie urodzić”. Mogę sobie tylko wyobrazić, co można czuć po usłyszeniu takich słów, bo to jeszcze przede mną, do tej pory nie spotkała mnie taka sytuacja.

Natomiast staram się już od samego początku dać mojemu dziecku pełne prawo do bycia na mnie złym. I paradoks tej sytuacji polega na tym, że to ja jako rodzic, jednocześnie jestem przyczyną tej złości i sposobem na poradzenie sobie z nią. W tej chwili dziecko krzyczy, wścieka się na mnie, ale za chwilę przyjdzie, żeby się przytulić i wyżalić.

Sprawdzian dla empatii

I w tym momencie przychodzi największy sprawdzian dla mojej empatii, ponieważ w moim przekonaniu, odmawiając ciastek przed obiadem, zrobiłam słusznie. Chcę, żeby dziecko zjadło wartościowy posiłek zamiast słodyczy. Jednak reakcja „kochanie, przecież wiesz, że nie można jeść słodyczy przed obiadem”, powiedziane nawet najspokojniejszym i troskliwym tonem, nie rozwiązuje sprawy.

Ostrzegam – teraz wyolbrzymię, ale zrobię to specjalnie. Poziom empatii takiego stwierdzenia jest analogiczny jak w przypadku podejścia do osoby w żałobie i stwierdzenia „przykro mi, ale wiesz, ludzie umierają”. Ja wiem, że rozstrzał wagi problemu między śmiercią kogoś bliskiego i odmową ciastek przed posiłkiem jest ogromny. Mam tego pełną świadomość, ale jest tak tylko z naszej – dorosłej – perspektywy. W przypadku dzieci, skala tych problemów jest zupełnie inna. Jeżeli to porównanie Cię uraziło, nie miałam takiego zamiaru. Chcę Ci po prostu pokazać, jak bardzo postrzeganie wagi problemu różni się między nami – dorosłymi – i naszymi dziećmi.

Jak reagować pod ostrzałem emocji

Jak więc reagować? Mówię za siebie, co u nas się sprawdza, ponieważ metod jest naprawdę mnóstwo. Musicie testować, jest w tej chwili na rynku sporo książek o empatycznym rodzicielstwie.

U nas dobrze sprawdza się zauważenie emocji i nazwanie ich. Zresztą, jest to bardzo popularna technika używana nie tylko wobec dzieci, ale również wobec dorosłych na szkoleniach z zarządzania emocjami. Nazywanie emocji. Czyli, przykładowo, w tej sytuacji mogłabym zareagować:

Widzę, że jest Ci smutno, bo nie dałam Ci ciastek.”
Gdy otrzymuję odpowiedź TAK, mogę kontynuować:
„I widzę, że jesteś na mnie zły”.
TAK.
Rozumiem, też bym była zła w takiej sytuacji na Twoim miejscu.” – On tak bardzo chciał te ciastka! Odmówiłam mu czegoś, czego bardzo pragnął, więc okazuję zrozumienie.
„Rozumiem, też bym była zła. Jeśli jesteś głodny, za chwilę będzie obiad. Możesz zjeść ciastko na deser.” – Bo w tym wypadku nie chodzi o odmowę ciastka w ogóle, tylko w konkretnych okolicznościach, czyli przed obiadem.

Gdyby chodziło o odmowę w ogóle – jak na przykład dotykanie kontaktu czy gorącego piekarnika, zachowuję się podobnie. Okazuję zrozumienie, bo wiem, że on bardzo chce tego doświadczyć i to sprawdzić i tłumaczę, dlaczego nie wolno tego dotykać albo dlaczego tak zdecydowałam.

Bardzo dobrze działa odwoływanie się do wcześniejszych doświadczeń dziecka, na przykład tych negatywnych. Mój syn kiedyś oparzył się o kran z gorącą wodą, więc przypominam to doświadczenie, gdy bardzo chce dotykać gorącego piekarnika. Teraz sam pamięta, że piekarnik i kuchenka to „ała”, a ja mu o tym przypominam za każdym razem, żeby nie zapomniał. Pamięć dzieci jest bardzo dobra, ale krótka, więc trzeba im to często odświeżać.

Dużo tego, a to nawet nie jedna dziesiąta

To, co powiedziałam, to tylko mały wycinek mojego rozumienia dla empatycznego podejścia wobec dzieci. Mogłabym o tym mówić dzień i noc: co mi się sprawdziło, co mi się nie sprawdziło, jak wiele poświęciłam czasu na wprowadzenie tych rzeczy i na budowanie relacji z dzieckiem, żeby to mogło w tej chwili działać, a i tak tematu pewnie bym nie wyczerpała.

Z drugiej strony, wielu rodziców pewnie nie zgodzi się z moją opinią i podejściem – i to jest w porządku, jeśli tylko nie robią dziecku krzywdy. Dla nas, czyli dla mnie i mojego dziecka, te sposoby działają i wiem, że są również z powodzeniem stosowane w pracy podczas szkoleń z dorosłymi. Mimo że znajdziesz te techniki w literaturze o wychowaniu dzieci, te same metody są przekładane na dorosłych i jeżeli bierzesz udział w szkoleniach z kompetencji miękkich, większość informacji (oczywiście po odpowiednim ich dostosowaniu), możesz przełożyć na wychowanie dziecka.

Problem polega jednak na tym, że to wszystko wymaga dużej ilości pracy nad sobą i swoimi przekonaniami. No i zwykle nie działają od razu, co jest ogromną wadą, bo lubimy widzieć szybkie efekty, a w tym wypadku tak nie jest.


Pierwszym krokiem do pracy nad nastawieniem wobec rodzicielstwa jest jego zaakceptowanie – czyli odnalezienie się w swoim nowym życiu. Tej drodze do akceptacji poświęciłam drugi odcinek podcastu.

Zatem krótko podsumowując:

Rodzic posiada jedną z głównych ról w procesie nauki kontroli emocji u dziecka i może wspomóc ten proces, okazując wobec tych emocji zrozumienie. Chciałabym również zaznaczyć, że nie ma czegoś takiego jak złe lub negatywne emocje. Wszystkie emocje czemuś służą i coś oznaczają. Tak jak ból głowy, choć nieprzyjemny, jest dla nas sygnałem, że coś się dzieje – alarmuje nas. Tak samo: wściekłość, złość, smutek, rozżalenie – to są dla nas pewne sygnały, że coś się dzieje i wypada się tym zająć. Tłumienie tego wcale nie pomoże. Także tak, jak mówiłam – zrozumienie emocji jest kluczem do ich opanowania.

W tym pomaga w tym uświadomienie sobie, że problemy dziecka, choć z naszej perspektywy błahe, generują bardzo silne emocje. Reakcje na te silne emocje mogą być różne: krzyk, płacz, rzucanie się na ziemię, bicie rodziców i tak dalej, arsenał jest naprawdę bogaty.

W uspokojeniu pomaga:

  • Po pierwsze: zauważenie tych emocji i gotowość na ich zrozumienie. I od razu zaznaczam – na przemoc nie pozwalamy.
  • Następnie: nazwanie ich i omówienie razem z dzieckiem – czujesz smutek, widzę, że się złościsz, mam wrażenie, że Cię rozczarowałam i tak dalej.
  • Jeśli przyczyną silnych emocji jest nasza odmowa, gdy już emocje miną, warto dziecku tę odmowę uargumentować tak, żeby zrozumiało.

Jeżeli to, co powiedziałam, było dla Ciebie pomocne, zapraszam Cię na stronę odzeradotrenera.pl/odcinek004, gdzie znajdziesz wygodną formę do czytania oraz odnośniki do moich artykułów, z których możesz dowiedzieć się ciekawych informacji o nauczaniu dorosłych, moich doświadczeniach trenerskich i przede wszystkim, co często podkreślam: o ważnej roli miśków mojego syna w procesie przygotowywania się do szkoleń.

Przy okazji – zachęcam Cię do zapisania się na mój newsletter, ponieważ na końcu drogi zapisu, możesz pobrać ciekawy plik, który nazywa się Wierszowanki o biznesie do kolorowania. Są to króciutkie wierszyki z obrazkami do kolorowania, również dla Twojego dziecka. Jeśli jeszcze się nie zapisałaś, zachęcam Cię, ponieważ planuję tworzyć podobne materiały w przyszłości, więc jeśli nie chcesz, żeby Cię ominęły, zapisz się na newsletter. Możesz to zrobić na stronie głównej, ewentualnie przy wyjściu z jakiejkolwiek zakładki na stronie odzeradotrenera.pl.

Jeśli masz jakieś uwagi lub chcesz podzielić się ze mną swoją opinią, zapraszam Cię do komentowania na stronie lub jeśli wolisz, na fan page’u Od zera do Trenera, do którego odnośnik znajdziesz na stronie odzeradotrenera.pl.


Możesz też napisać do mnie maila. Lubię maile 🙂

Oczywiście, jeżeli masz taką ochotę, zasubskrybuj ten kanał, żeby dowiedzieć się o kolejnych odcinkach.

Ten podcast specjalnie dla Ciebie prowadziłam ja, znaczy się Joanna Pietrzak, dziękuję Ci bardzo za wysłuchanie go i do następnego! Pa!


Treści dostępne na blogu i w podcaście są prezentacją opinii, poglądów, wiedzy oraz doświadczenia autorki, ale nie stanowią formy indywidualnego poradnictwa. Przed podjęciem decyzji w istotnej dla siebie sprawie, zawsze zasięgaj indywidualnej porady specjalisty.

Jeśli spodobała Ci się treść, podaj dalej:

Zostaw Komentarz