fbpx

Odcinek 08: Jak się uczę z dzieckiem

with Brak komentarzy

Skutkiem ubocznym rodzicielstwa jest ciągła nauka nowych rzeczy. Uczymy się kąpać, przewijać, karmić, usypiać i towarzyszyć w rozwoju małego człowieka.

Jak między tym wszystkim znaleźć czas i możliwość dla nauki rzeczy innych niż te związane z dzieckiem?

Nie skłamię, jeśli powiem, że okres macierzyństwa jest dla mnie czasem najbardziej wytężonej nauki i rozwoju. W tym odcinku uchylam rąbka tajemnicy gdzie się uczę, z kim i z jakiego rodzaju materiałów do nauki najczęściej korzystam.

Zapraszam do wysłuchania!


Zanim zaczniesz korzystać z bogactw materiałów, o których wspominam, wiedz, że w większości przypadków wiążą się one z kontaktem z innymi przez Internet. Jeśli obawiasz się hejtu, odsłuchaj poprzedni odcinek, w którym pokazuję metodę, jak sobie z nim poradzić.


Odcinek 8, wersja do czytania

Halo, halo, dzień dobry, nazywam się Joanna Pietrzak i moją supermocą jest łączenie samodzielnego macierzyństwa z pracą jako trenerka biznesu.

Witam Cię w ósmym odcinku podcastu Mama jako trener biznesu, w którym znajdziesz informacje, w jaki sposób można pogodzić dwa tak wymagające zajęcia (a przynajmniej jak ja to robię). Pokażę Ci również, jak wiedza trenerska przydaje mi się w macierzyństwie i dlaczego to macierzyństwo mnie rozwija jako trenera.

W poprzednim, siódmym, odcinku podcastu mówiłam o sposobie na radzenie sobie z hejtem w Internecie, który wypracowałam podczas śledzenia grup dla matek na Facebooku. Dowiesz się z niego, czym jest nurt Porozumienia bez przemocy oraz co to jest tłumaczenie uniwersalne i jak można wykorzystać te dwie rzeczy wykorzystać do ochrony siebie przed negatywnymi opiniami z Internetu. Opisuję wszystko na konkretnych przykładach, więc jeśli jeszcze nie odsłuchałaś, nie odsłuchałeś poprzedniego odcinka, zapraszam Cię do jego nadrobienia.

Czy nauka i wychowanie dziecka idą w parze?

Dzisiaj chcę poruszyć pewien temat zza kulis, który od jakiegoś czasu mam w głowie. Musiałam trochę poobserwować siebie i swoje nawyki, porobić notatki, zrobić wywiad wśród innych matek i prześledzić kilka dyskusji. Przy okazji bardzo przydała mi się metoda z poprzedniego odcinka, ale to tak na marginesie.

Chcę dzisiaj z Tobą porozmawiać o pewnej rzeczy, która jest dla mnie ważna jako dla trenera, dla człowieka i dla matki. Mianowicie, jest to nauka, a konkretnie: nauka i rozwój siebie. Jestem zwolenniczką opinii, że osoby, które pracują nad rozwojem innych, same powinny się rozwijać.

Dlatego chcę Ci pokazać, w jaki sposób można się uczyć, jednocześnie uczestnicząc w czymś tak wymagającym jak wychowanie dziecka. Co może pomóc, co może przeszkadzać, jak ja sobie z tym radzę i jakie wskazówki dają inni rodzice, którzy również aktywnie się uczą.

To, o czym powiem, zapewne nie wyczerpie tematu, bo na pewno nie znam wszystkich sposobów i na wiele z nich nie wpadłam. Jeśli więc masz jakieś swoje metody na naukę, nawet zupełnie różne od tego, o czym powiem, daj mi znać na maila czy w komentarzu. Chętnie przetestuję i odniosę się do tego w przyszłości. Bo jak wielokrotnie wspominałam – bardzo, ale to bardzo lubię uczyć się nowych rzeczy.

No dobrze, wstęp mamy za sobą, więc do brzegu. Biorę swoje notatki i lecimy.

Kiepskie nauki początki

Gdy mój syn był noworodkiem i jego misją życiową było kontynuowanie naszej bliskiej relacji z czasu ciąży, czyli „matka, idziesz albo ze mną, albo wcale”, godzinami siedziałam na tyłku i jednym z niewielu okien na świat był smartfon. W tamtym czasie czytałam głównie poradniki rodzicielskie, wiadomości i jakieś mniej wymagające e-booki, bo bardzo trudno mi było się skoncentrować.

To nawet nie była kwestia zmęczenia i niewyspania, chociaż to też miało swój wpływ. Miałam wrażenie, jakby ktoś moją głowę wsadził do szklanej bańki – wszystko było rozmyte, a dźwięki do mnie dochodziły jak zza ściany. Nie byłam w stanie skoncentrować się dłużej na żadnej myśli. Przepływały mi przez głowę i rzadko docierały do świadomości. Nie był to zatem najlepszy moment na naukę i prawdę mówiąc, nie przeszło mi to nawet przez myśl. A jeśli przeszło, to nie na długo.

Psychologia dziecka i szkolenia dla dorosłych? Czemu nie!

Sytuacja poprawiła się jakieś dwa-trzy miesiące później. Synek tolerował już odległość kilkunastu centymetrów ode mnie, więc mogłam zacząć czytać książki w standardowym formacie, bo nie wszystko jest dostępne w formie e-booka. Nadal tematyka oczywista, bo głównie rodzicielska, ale zaczęłam bardziej świadomie przyswajać informacje.

Pochłaniałam wtedy książki o psychologii dziecięcej i o etapach rozwoju dzieci. Wbrew pozorom, te książki dały mi dużo więcej informacji, niż wynika z ich tytułów. Niektóre z nich to na przykład: „Wychowanie bez nagród i kar”, „NIE z miłości”, „Twoje kompetentne dziecko”. Dotyczą one między innymi wyznaczania granic, zasad dobrej komunikacji, wyjaśniają też wpływ nagród i kar na wewnętrzną motywację. Akurat te trzy przeczytałam w formie e-booków, więc… Nadal to e-booki pochłaniały najwięcej mojej uwagi.

Tu wtrącę jako ciekawostkę, że na podstawie książek o psychologii dziecięcej, zaczęłam przygotowywać w głowie schematy szkoleń, które chciałam zastosować po powrocie do pracy. Nie w schemacie Rodzic – Dziecko, tylko Dorosły z Dorosłym. Pewnie poruszę to w którymś z kolejnych odcinków, bo to całkiem ciekawa sprawa.

W każdym razie, przez długi czas czytałam głównie książki i e-booki. Z moich konsultacji z matkami, szczególnie z matkami małych dzieci wynika, że również im smartfon towarzyszył przez bardzo długi czas. Głównie czytanie forów internetowych czy Facebooka, lub jeśli mówimy o nauce, to blogi eksperckie albo właśnie e-booki.

Nie lubię pdfów z małymi literkami

Nie mam najlepszego wzroku, a dziecko na rękach utrudnia wygodne czytanie z lampką nocną obok, więc najczęściej były to jednak e-booki i od razu chcę zaznaczyć, że najwygodniej mi się czytało takie w formatach mobilnych, jak na przykład epub czy mobi. Format pdf był o tyle niewygodny, że nie mogłam dostosować wielkości liter w zależności od mojej odległości od ekranu, nie mogłam też zmienić kontrastu lub trybu na nocny, żeby wzrok mi się nie męczył.

Najbardziej niewygodne okazywały się pdfy napisane małymi literami z tekstem w dwóch kolumnach. Miałam takich kilka, z całkiem interesującą tematyką, ale poddawałam się po kilku, kilkunastu stronach. Ciągłe przewijanie góra – dół i prawo – lewo jest zdecydowanie nie dla mnie. Zapominałam, na której stronie jestem, w którą stronę mam teraz przesunąć i odnalezienie się zajmowało mi zdecydowanie za dużo czasu. Nie przeczytałam tych książek do tej pory. Dlatego zwracam już uwagę na format i w 90% kupuję e-booki w wersji mobilnej

Czytać czy słuchać – oto jest pytanie

Kolejną rzeczą, z której korzystam i to nie tylko ja czy inni rodzice zajmujący się dziećmi, ponieważ jest to forma nauki bardzo wygodna dla osób mobilnych. Są to audiobooki czyli książki w nagraniach audio. Bardzo popularne w przypadku częstych podróży, w komunikacji miejskiej zamiast muzyki albo podczas jazdy samochodem. Znam osoby, które praktycznie zawsze włączają audiobooki podczas jazdy samochodem.

Ja najczęściej słucham audiobooków przy usypianiu dziecka, co nie sprawdziło się za dobrze. Głównie dlatego, że najczęściej są czytane przez lektora, dość jednostajnie, więc po pewnym czasie zaczynam się wyłączać. Jednak wiem, że dużo osób, które są zajęte innymi czynnościami, korzysta z takiej formy nauki.

Jedna z blogerek parentingowych pisała w swoim artykule, że słucha audiobooków podczas sprzątania i pracy w ogrodzie. Potrafi wręcz przedłużać prace w ogrodzie, żeby dłużej słuchać tego audiobooka. Audiobooki dobrze sprawdzają się w takich sytuacjach.

Przesłuchałam do tej pory kilka książek, niektóre z nich kilkakrotnie i… niewiele z nich pamiętam. Niestety. Być może nie jest to format stworzony dla mnie.

Da się przyzwyczaić do słuchania siebie i innych

Zdecydowanie lepiej sprawdzają się u mnie notatki głosowe i polecam to szczególnie osobom, które się uczą i mają potrzebę powtórzyć jakiś materiał. Wystarczy wziąć telefon, włączyć program do nagrywania i przeczytać raz na głos tekst, który chcecie sobie powtarzać. Byle nie monotonnie, lepiej modulować głos góra-dół. Później można takie nagranie odsłuchiwać, nawet wielokrotnie. Coś za każdym razem w głowie zostanie. Mnie na początku to rozwiązanie nie odpowiadało, ale w ciągu czasu przywykłam do niego.

Jeśli chodzi natomiast o naukę nowych umiejętności czy nowej wiedzy, odkryłam moc podcastów, które najlepiej sprawdzają mi się podczas spacerów z dzieckiem. Moim pierwszym podcastem była „Mała Wielka Firma” Marka Jankowskiego, na jej podstawie poznawałam nowe pojęcia biznesowe i marketingowe, które później uzupełniałam o wiedzę z książek. W formie e-booków, oczywiście.

Na tej podstawie przygotowałam cykl szkoleń z podstaw marketingu, przełożonych na branżę, w której pracuję. Uzupełniłam też kilka wcześniejszych skryptów szkoleniowych. A tak konkretnie – przygotowałam teorię wraz z jej konkretnym zastosowaniem w branży, w której pracuję. Pamiętam, że na pierwszym z takich szkoleń, wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja na temat różnych form reklamy. Efekty tej dyskusji przenosiłam na dalsze szkolenia.

Wracam do podcastów. Otóż, okazały się one bardzo wartościowym źródłem wiedzy, nie tylko na temat zagadnień, które poruszają, ale na temat istnienia świata, zwanego e-learningiem, czyli świata nauki i nauczania w Internecie.

Jestem stereotypową przedstawicielką pokolenia XXI wieku: urodzona w latach 90’ która wychowała się w Internecie, więc było to dla mnie niczym odnalezienie raju na ziemi. Nauka przez Internet – coś przecudownego. Nie muszę nigdzie jeździć, szczególnie, że moje możliwości podróżowania aktualnie są dość ograniczone. Wystarczy, że znajduję interesujący mnie temat i słucham albo oglądam. Nic prostszego.

Audiobooki czy podcasty?

Poza tym, podcasty są idealną formą na spacery. Są to krótkie odcinki, w porównaniu do audiobooków i to jest ich ogromną przewagą, bo są bardzo nasycone treścią. Poza tym, każdy z odcinków jest zamkniętą formą. To znaczy, że wystarczy mi trzydzieści minut, godzina lub półtorej, żeby poznać całość odcinka, co jest niemożliwe w przypadku audiobooków. Tam całość zamyka się zwykle z minimum kilku godzinach. Niby można słuchać rozdział po rozdziale, ale przewagą podcastu jest właśnie to, że jeden odcinek to jedna zamknięta całość. Jeden zrealizowany temat. To znaczy, że nie potrzebuję pamiętać, co było w poprzednim odcinku, żeby skorzystać maksymalnie z treści tego, którego właśnie słucham. Nie będę też miała problemu, żeby odsłuchać kolejny odcinek za tydzień, gdy będę miała na to czas i ochotę. W przypadku audiobooków, tygodniowa przerwa między rozdziałami nie jest najlepszym pomysłem. Często nie pamiętamy, co było wcześniej, musimy do tego wrócić. Skoro musimy do tego wrócić, to nam się już nie chce tego słuchać od początku, więc odkładamy to na później i zapominamy… W ten sposób posiadam kilka niedokończonych książek, e-booków i audiobooków.

Kolejną przewagą podcastów nad audiobookami jest dużo mniej monotonny głos. Najczęściej w podcaście jest mowa żywa, więc dużo częściej ten głos jest modulowany, idzie do góry i do dołu. Nawet zająknięcia czy popularne „yyy” wybijają słuchacza z letargu.

W przypadku czytania audiobooka mało kto się sili na takie atrakcje, więc łatwo w trakcie zgubić gdzieś koncentrację. Przynajmniej mnie. Często się łapię w trakcie słuchania audiobooków, że myślę o czymś zupełnie innym i nawet nie mogę sobie przypomnieć, na czym przestałam słuchać.

W przypadku książek bywa tak samo – czytamy i nagle myśli gdzieś odlatują, ale mimo wszystko, gdy czytamy książkę, mamy coś fizycznego w rękach, siedzimy w konkretnej pozycji i ta książka przed nami jest. W przypadku audiobooka, jak dla mnie, jest to bardziej niematerialne i łatwiej mi stracić koncentrację.

Jednak pal sześć utratę koncentracji, ale co gorsza, przy audiobookach bardzo łatwo zasypiam, szczególnie jeśli słuchanie audiobooka towarzyszy usypianiu dziecka. I wtedy nici z twórczych planów. Budzę się cztery godziny później, rozglądam się dookoła i stwierdzam, że chrzanię to wszystko. W ostateczności umyję zęby i wracam do łóżka.

Szkolenia w Twoim domu

Blisko podcastów są webinary, czyli szkolenia online, najczęściej z włączonym czatem do komunikacji ze słuchaczami. Tutaj dochodzi jeszcze wizja – często prezenterzy mają włączone kamery, czasem do tego dochodzi jakaś prezentacja. Niestety, bardzo często zdarza się, że nie mam okazji tego obserwować, bo na przykład akurat kąpię dziecko i słucham tylko jednym uchem. Dosłownie jednym, bo jestem wtedy na słuchawce. Tego typu webinary są prowadzone w takich godzinach, kiedy albo jem z dzieckiem kolację, albo je kąpię, albo usypiam, co wyklucza możliwość pełnego z nich skorzystania. Często o nich nawet zapominam, bo zwykle nie mam wtedy przy sobie telefonu i nie widzę przypomnienia, budzika lub maila z powiadomieniem.

Jest to duża niedogodność, dlatego też mam zasadę, że nie uczestniczę w płatnych webinarach. Po prostu byłyby to dla mnie stracone pieniądze. No, chyba że są nagrywane i będę mieć do nich nieograniczony dostęp, to jestem w stanie to przemyśleć. Mam nawet kilka takich w swojej kolekcji materiałów do nauki.

Nie uczestniczę też w webinarach, w których wymaga się ode mnie aktywności, a już co gorsza – włączenia kamery i mikrofonu. Dlaczego? Bo zwykle uczę się z dzieckiem i niekoniecznie mam ochotę, żeby ktoś patrzył, jak wyglądam z zupą pomidorową na czole, albo jak rozmawiam z dzieckiem podczas jedzenia tej zupy.

Z tych samych powodów – czyli z braku możliwości aktywnego uczestnictwa i zupy pomidorowej – nie biorę również udziału w żadnych mastermindach czy zebraniach. Może za wyjątkiem cotygodniowej odprawy z trenerkami, z którymi współpracuję i zewnętrznego audytu trenerskiego raz w miesiącu, ale to wszystko wykonuję w trakcie pracy, więc się nie liczy.

W prywatnym czasie, co miesiąc mam sesje coachingowe. Takie rozwojowo-motywacyjne kopnięcia w tyłek. I tyle. Nic więcej.

Jak organizować szkolenia dla rodziców z dziećmi?

Świadomie nie uczestniczę w szkoleniach wymagających aktywności, ponieważ wieczorem nie jestem w stanie się z nikim umówić na konkretną godzinę, a od rana pracuję. Więc jeśli tworzysz materiały dla rodziców z dziećmi, weź pod uwagę, że jest duże prawdopodobieństwo, że u nich jest podobnie. Najlepiej spytaj wcześniej, jak wygląda sytuacja i jeśli masz taką możliwość – reaguj elastycznie.

Pamiętam, jak na jednej z grup dla rodziców, wywiązała się ciekawa rozmowa. Jakaś kobieta, bodajże psycholog lub terapeuta, chciała bardzo zaangażować się w pomoc młodym matkom. Pochwalam. Sama odczułam, że po porodzie może się pojawićć kilka nieprzyjemnych myśli w głowie. Problem jednak polegał na tym, że ta pani koniecznie chciała się dowiedzieć, w jakich godzinach ma zorganizować spotkanie online z grupą takich matek, które potrwa około półtorej godziny.

Rozbawiło mnie to bardzo. Nie złośliwie, po prostu to było bardzo zabawne, bo osoba, która chciała pomóc matkom, nie miała zielonego pojęcia, jak to może wyglądać.

Zresztą, pojawiały się tam komentarze rozjaśniające sytuację, że półtorej godziny z małym dzieckiem może być nierealne, podobnie jak ustalenie stałej godziny na spotkanie. Tym bardziej dla grupy matek z dziećmi.

Tak, wiem, znam legendy o dzieciach, które chodzą spać i jedzą z zegarkiem w ręku. U nas też był taki etap, że wszystko się działo z marginesem błędu do pół godziny, ale to szybko minęło. Nawet nie ze względu na brak rutyny, tylko po prostu jednego dnia syn w ogóle nie chciał spać, więc sobie odbijał kolejnego, albo dokładnie tego dnia miał ochotę na kolację podczas maratonu między pokojami. Lub tak jak ostatnio, stwierdził że popołudniową drzemkę sobie utnie o 18, a później będzie biegał od pokoju do pokoju do 23 i weź mu zabroń. Za to następnego dnia nie miał drzemki i padł o 20.

Efekt – totalna nieprzewidywalność. Wyjątkiem są sytuacje, kiedy ktoś przejmuje opiekę nad dzieckiem, ale jeśli mam pomoc otoczenia, to moja potrzeba dodatkowej pomocy z zewnątrz jest dużo mniejsza, więc spotkania z tytułu „jestem sama z dzieckiem, już nie mam siły i zaraz zwariuję” nie są aż tak bardzo potrzebne. Mogę zadzwonić po koleżanki i wyjść z nimi na kawę. Przynajmniej to mi się wydaje logiczne, ale mogę się mylić.

Zresztą, idea tamtych spotkań zakładała obecność dzieci, więc wariant z opieką kogoś innego odpada.

Tak sobie teraz to wyobrażam… Półtorej godziny z małym dzieckiem na spotkaniu. Niech lepiej się wypowiedzą w tym temacie osoby, które próbują ze mną porozmawiać przez telefon popołudniami:

Tak, ja cały czas Cię słucham uważnie. Powiedziałaś, że byłaś u znajomej. Odłóż to, kochanie. Chcesz jeszcze gryza bułki? A wody się napijesz? Nie no, słucham Cię przecież, rozmawiałyście, że Twoja teściowa się wtrąca i jesteś na nią wściekła. Zejdź ze mnie, proszę, wbijasz mi się łokciem w żebro. Jak chcesz się położyć, to się przesunę.

Albo coś w tym stylu. Już się przestałam dziwić, że ludzie nie chcą ze mną rozmawiać. Z tego bełkotu nie da się wiele wyłapać. Na szczęście znam kilka osób, które jeszcze to bawi, więc być może nie jestem całkiem stracona dla towarzystwa.

W każdym razie, nie polecam robienia długich spotkań online dla matek i dzieci, chyba że naprawdę wiesz, na co się piszesz.

Dwie pieczenia na jednym ogniu

Co do webinarów, są one też dla mnie świetnym sposobem na pracę, gdy jestem z dzieckiem, ale akurat w danym dniu nie mam pomocy w opiece. Jako że zarabiam na życie prowadząc i organizując szkolenia, nauka nowych rzeczy jest jednym z moich obowiązków – nie tylko służbowych, ale i moralnych. Bardzo często więc obserwuję szkolenia firm trenerskich z zagadnień biznesu, sprzedaży, marketingu czy komunikacji w zespole. Są dla mnie rewelacyjną inspiracją, ponieważ są bardzo treściwe i skondensowane, często też inspirują mnie pod kątem stosowanych ćwiczeń czy technik trenerskich.

Ich kolejną zaleta jest wygodna forma, która pomaga mi pogodzić pracę z opieką nad dzieckiem. Mam kilka takich zadań, które planuję na czas, kiedy wiem, że będę musiała zająć się synem w trakcie pracy. Jednym z takich zadań jest właśnie odsłuchiwanie zaległych webinarów.

Wyciągam z nich to, co aktualnie by się nam mogło przydać, robię notatki, uzupełniam wiedzę, obudowuję czymś, co już mam rozpracowane i w ten sposób projektuję szkolenie. Mam już kilka takich opracowanych tematów.

Przykładowo, jeden z takich webinarów pomógł mi przygotować szkolenie towarzyszące wdrożeniu nowego produktu. Było ono oparte na potrzebach klientów, określonych według hierarchii potrzeb Maslowa. A prościej – opierało się na dostosowaniu argumentów sprzedażowych do jak najniższych potrzeb Klientów – potrzeb fizjologicznych i potrzeby bezpieczeństwa.

Jeśli mam Ci podać obrazowy przykład, to wyobraź sobie, że jesteś bardzo głodny lub głodna i z tego powodu czujesz wściekłość. Odczuwasz potworne ssanie w żołądku, bardzo nieprzyjemne uczucie. Jeśli ktoś w takiej sytuacji do Ciebie podejdzie i będzie chciał Ci odsprzedać bilet do teatru na dwugodzinny spektakl, to raczej ma małe szanse na sukces. Jeśli powie Ci, że w tym teatrze jest darmowy bufet, z którego możesz skorzystać od razu po wejściu do budynku i to już za 5-10 minut, to jest większa szansa, że się skusisz. Dzieje się tak, bo nawet jeśli lubisz chodzić do teatru, w momencie odczuwania głodu, masz w nosie sztukę teatralną, myślisz tylko o jedzeniu. Czyli kupisz ten bilet do teatru, ale tylko z powodu bufetu.

Gdzie szukam profesjonalnych webinarów?

Wracając do webinarów, to mogę dodać, że ze względu na sytuację z pandemią, wiele firm szkoleniowych prowadzi takie próbki online, żeby pokazać swoją wiedzę i w ten sposób zachęcić potencjalnych klientów. Jest tego naprawdę mnóstwo, całkiem dobrej jakości i w większości bezpłatnie. Jedyną wadą jest to, że jak to w treściach bezpłatnych, jest tam zawierana reklama, czyli na przykład – webinar trwa półtorej godziny, z czego pół godziny to część sprzedażowa.

Przyznam się szczerze, że nie widzę w tym specjalnego problemu, wręcz przeciwnie. Sama chętnie zastosuję taką formę sprzedaży, gdy będę miała możliwość. A jeśli kupno oferowanego produktu mnie nie interesuje, po prostu w tym czasie zajmuję się czymś innym.

Poza tym, webinary mają te samą zaletę co podcasty – każdy jest jedną zamkniętą całością i wystarczy, że poświęcę godzinę czy półtorej swojego czasu i jestem bogatsza o wiedzę z konkretnego tematu.

Jak widzisz, z mojej perspektywy, webinary są jednyą z najbardziej uniwersalnych metod nauki. Możesz słuchać, możesz patrzeć, ale możesz też potraktować to jako lekcję, w której uczestniczysz – robić notatki, odtwarzać kilka razy lub zadawać pytania, jeśli uczestniczysz na żywo.

Podobne zdanie mam na temat konferencji online, w których również chętnie biorę udział. Załóżmy, że jest to zbiór webinarów na przestrzeni kilku dni. Wydaje mi się, że najdłuższa konferencja, w której brałam udział, trwała cztery dni.

Esencja e-learningu

Oprócz webinarów i konferencji online jest jeszcze coś, co odkryłam kilka miesięcy temu i konsumuję z namiętnością, a są to kursy online. Ukończyłam już kilka takich kursów, między innymi kurs tworzenia strony na WordPressie oraz kurs tworzenia newslettera. Jestem w trakcie kilku takich kursów, z czego dwa mam na ukończeniu, jeden w połowie i posiadam jeszcze kilka w zanadrzu.

Mogę więc stwierdzić z pełną odpowiedzialnością, że jestem uzależniona od uczenia się. Z tym że, z kursami jest tak jak z audiobookami. Są dużo dłuższe w czasie i nie wiem jak jest u innych, ale lubię do takiego kursu usiąść z zeszytem, robić notatki i czerpać maksymalnie, ile się da, a nie zawsze mam taką możliwość. Dlatego tak sobie leżą, ale realizuję je stopniowo, po kolei i konsekwentnie.

Często kursy przegrywają z wydarzeniami bieżącymi, jak na przykład ciekawe konferencje czy webinary. Do wielu kursów mam dostęp „dożywotnio”, a do webinarów zwykle nie – najczęściej są dostępne tylko przez maksymalnie kilka dni.

Przy kursach wygrywa też mój perfekcjonizm – ja naprawdę lubię usiąść z zeszytem, włączyć lekcję i robić notatki, takie mam dziwne fetysze. Byłam najpopularniejszą osobą na studiach przed sesją, gdy przychodziło do kserowania notatek.

Ważna rola notatek w procesie nauki

A co do notatek – bardzo dużo mi daje ich prowadzenie. O wiele więcej zapamiętuję, gdy czegoś słucham i dodatkowo zapiszę, niż gdy tylko słucham. Taka informacja musi zostać skutecznie przemielona przez mój mózg i nie ma prawa gdzieś ulecieć. Gdy chcę ją zapisać, moja ręka musi się dowiedzieć: co zapisać i w jaki sposób. Na przykład, w liceum najlepiej przygotowywałam się do kartkówek, robiąc ściągi.

Zastanówmy się, co trzeba wykonać, żeby taką ściągę przygotować:

  • Przeczytać materiał – informacja przechodzi przez mózg pierwszy raz.
  • Zastanowić się nad najważniejszymi rzeczami.
  • Warto zmienić to na krótkie zdania i skróty.
  • Później, zapisać na ściądze.

Podczas przygotowania takiej ściągi, cztery razy przerabiałam ten sam materiał, a czasem i więcej, bo czytałam całość, analizując czy coś należy dodać albo zmienić. Jaki był tego efekt? Że pisałam klasówki z historii z pamięci po jednym dniu nauki. Nic z tego teraz nie pamiętam, ale na krótką metę się sprawdziło. Żebym pamiętała to do dzisiaj, musiałabym takie ściągi przygotowywać cyklicznie. Ale że mi nie zależało…

Powtórzenia, powtórzenia, powtórzenia

I to jest ostatnia rzecz, o której dzisiaj chcę wspomnieć, bo się rozgadałam. Dlaczego łatwiej jest uczyć się czegoś, co nas interesuje? Bo powtarzamy materiał i to w różnych formach. Doczytujemy informacje, sprawdzamy ich prawidłowość w Internecie lub w książkach, jeśli ktoś jeszcze sprawdza informację w książkach. Gdy coś mnie interesuje, mogę słuchać podcastu lub webinaru i w ten sposób się uczyć. Jeśli coś mnie zaciekawiło, potrafię kilka razy odtwarzać jedną i tę samą lekcję kursu. Później analizuję informacje, czasem przyjdzie mi coś na myśl, więc notuję albo nagrywam notatki głosowe.

Tylko z tymi audiobookami mam problem, bo zasypiam. Ale na to już nie poradzę.

Podsumowanie

Skoro powtarzanie jest tak kluczowe dla procesu nauki, to chętnie powtórzę moje wszystkie sposoby na naukę, o których dzisiaj wspomniałam:

  1. E-booki i książki, ale głównie e-booki. Dawno nie czytałam książek tak intensywnie jak podczas karmienia dziecka na w pierwszych miesiącach.
  2. Audiobooki. Dobrze mi się sprawdzały w podróży, widzę też ich potencjał podczas spacerów z dzieckiem czy sprzątania. Nie polecam do usypiania dziecka, bo można się zdziwić, gdy samemu się utnie niezaplanowaną drzemkę. Ale nieplanowane drzemki akurat polecam, czasem się przydają.
  3. Podcasty – jedna z moich ulubionych form nauki. Ma wszystkie zalety audiobooka i jednocześnie jest krótsza, więc mam poczucie „zamknięcia” nauki w krótszym czasie. Przynajmniej jednego tematu.
  4. Webinary, live’y webinarowe i konferencje online. Uwielbiam – jestem wielką fanką. Szczególnie, jeśli mogę sobie do nich wrócić.
  5. Mastermindy – jeśli ktoś nie kojarzy, są to cykliczne zebrania kilku osób, wymieniających się wzajemnie wiedzą i doświadczeniami, na przykład w celu rozwiązania problemów czy zastojów biznesowych.
  6. Odprawy trenerów i audyt trenerski – brzmi poważnie, ale uwielbiam to miłością odwzajemnioną. Podczas odpraw wymieniamy się wrażeniami, pomysłami i informacjami na temat realizacji zadań. W trakcie audytu trenerskiego, rozkładamy nasze wyzwania i wątpliwości oraz pracujemy na przykład nad motywacją albo pewnością siebie, które są bardzo ważne w pracy opierającej się na rozwoju innych osób.
  7. Sesje mentorsko-coachingowe, które bardzo sobie chwalę – to są moje indywidualne sesje, podczas których odpowiadam na niewygodne pytania, układam plan działania na kolejne tygodnie i łapię motywację do działania.
  8. Kursy i szkolenia – głównie online, na platformach szkoleniowych, które mogę realizować, kiedy mam na to ochotę.
  9. I ostatnie, ale nie najmniej ważne, bo towarzyszą mi przy okazji wszystkich wcześniejszych metod. Są to notatki – głosowe, pisane i takie w telefonie. Nieodłączny element mojej nauki.

Prawie na pewno o czymś zapomniałam albo uznałam za mało ważne. Istotą jednak jest to, że jak widzisz, większość materiałów, z których korzystam, jest dostosowana pod możliwości nauki wspólnie z dzieckiem. Podcasty na spacerach, e-booki przy karmieniu, audiobooki podczas usypiania. Są jednak rzeczy, które realizuję dopiero, gdy synek pójdzie spać. Wtedy na przykład uczę się z kursów. Czasem, chciałabym ten czas, zamiast siedzieć przy komputerze po nochach, poświęcić na przykład na odpoczynek. Kursy jednak mają to do siebie, że wymagają pełnego zaangażowania i przerabianie materiału przy zupie pomidorowej średnio się sprawdza, nie wspominając o szkodliwości jedzenia podczas wgapiania się w ekran.

Wierszowanki o biznesie do kolorowania

Dlatego, jako trener i jako mama, chcę tworzyć materiały, które pomogą rodzicom uczyć się podczas zabawy z dzieckiem. Właśnie podczas kursów.

Moim celem jest połączyć szkolenia biznesowe i rozwojowe z kolorowankami i wierszykami dla dzieci. Jeśli chcesz zobaczyć, jak to wygląda, próbka jest dostępna przy zapisie na mój newsletter. Na końcu drogi zapisu, możesz pobrać plik, który nazywa się „Wierszowanki o biznesie do kolorowania” i jest krótkim wierszykiem z obrazkami – właśnie do kolorowania. To próbka mojego pierwszego produktu o tytule „Miks marketingowy”, który wyjdzie w ciągu najbliższych kilku tygodni. Jeśli nie chcesz, żeby Cię ominęło to wydarzenie, zapisz się na newsletter. Możesz to zrobić na stronie głównej, ewentualnie przy wyjściu z jakiejkolwiek zakładki na stronie odzeradotrenera.pl.

Jeśli masz swoje sposoby na naukę z dzieckiem lub napotykasz jakieś problemy z tym związane – daj mi znać. Dzięki temu, w perspektywie stworzę materiały dostosowane do Twoich potrzeb. Możesz do mnie napisać w komentarzu na stronie odzeradotrenera.pl lub jeśli nie chcesz się publicznie odsłaniać, napisz maila na kontakt@odzeradotrenera.pl.


Masz jakieś uwagi lub chcesz podzielić się ze mną swoją opinią? Zapraszam Cię do komentowania na stronie lub na fan page’u Od zera do Trenera!

OK, to chyba tyle na dzisiaj. Rozgadałam się, ale wydaje mi się, że powiedziałam, co chciałam, więc jeżeli to było dla Ciebie pomocne, zapraszam Cię na stronę odzeradotrenera.pl/odcinek008, gdzie znajdziesz wygodną formę do czytania oraz odnośniki do moich artykułów, z których możesz dowiedzieć się ciekawych informacji o nauczaniu dorosłych i samego siebie, o moich doświadczeniach trenerskich i przede wszystkim, co zawsze podkreślam: o ważnej roli miśków mojego syna w procesie przygotowywania się do szkoleń.

Oczywiście, jeżeli masz taką ochotę, zasubskrybuj ten kanał, żeby dowiedzieć się o kolejnych odcinkach, będę Ci za to bardzo wdzięczna.

Ten podcast specjalnie dla Ciebie prowadziłam ja, znaczy się Joanna Pietrzak, dziękuję Ci bardzo za wysłuchanie go i do następnego! Pa!


Treści dostępne na blogu i w podcaście są prezentacją opinii, poglądów, wiedzy oraz doświadczenia autorki, ale nie stanowią formy indywidualnego poradnictwa. Przed podjęciem decyzji w istotnej dla siebie sprawie, zawsze zasięgaj indywidualnej porady specjalisty.

Jeśli spodobała Ci się treść, podaj dalej:

Zostaw Komentarz