fbpx

Odcinek 02: Droga do akceptacji bycia Matką

with Brak komentarzy

Dzisiaj ważny odcinek podcastu Mama jako trener biznesu, ponieważ będę mówić o pięciu etapach godzenia się ze stratą, które pojawiły się u mnie podczas przejścia między „starym” a „nowym” życiem.

Jest to coś, o czym wiele matek boi się mówić, ponieważ boją się posądzenia o brak miłości do swojego dziecka, a to nie tak. My kochamy bardzo nasze dzieci, ale jesteśmy tylko ludźmi, dla których w jednej chwili zmieniło się wszystko i czasem ciężko jest się przestawić na nowe realia.

Niestety, rzeczywistość jest taka, że zamiast ze wsparciem, często spotykamy się z murem oczekiwań i politowaniem lub pretensjami, gdy tych oczekiwań nie spełniamy.


Jeśli jeszcze nie słuchałaś odcinka 1 podcastu – Wątpliwości Matki, zachęcam Cię do zrobienia tego teraz 🙂


Odcinek 2 wersja do czytania

Halo, halo, dzień dobry, nazywam się Joanna Pietrzak i witam Cię w drugim odcinku podcastu Mama jako trener biznesu, w którym opowiadam o łączeniu roli matki z zawodem trenera. Znajdziesz tutaj informacje, w jaki sposób można pogodzić dwa tak wymagające zajęcia (a przynajmniej jak ja to robię).

Pokażę Ci również, jak wiedza trenerska przydaje mi się w macierzyństwie i dlaczego to macierzyństwo mnie rozwija jako trenera.

W poprzednim odcinku mówiłam o wątpliwościach, więc dzisiaj chcę trochę odwrócić kartę i poruszyć temat pewności siebie, a konkretniej – temat akceptacji i przekonania o poczuciu własnej wartości pomimo bycia matką.

Skąd się wzięło to „pomimo”? Muszę Ci się przyznać, że dawniej byłam przekonana, że macierzyństwo tylko utrudnia funkcjonowanie.

  • Nie można robić tego, co się chce i kiedy się chce.
  • Nie ma przyzwolenia na weekend z grami komputerowymi.
  • Trzeba częściej sprzątać z troski o dziecko.
  • Trzeba wcześniej wracać z pracy.
  • A o wyjściach na piwo ze znajomymi można co najwyżej pomarzyć.

I co śmieszne, w moim przypadku okazało się to samospełniającą się przepowiednią, bo plany moje i dziecka zazwyczaj faktycznie się od siebie różnią. W gry komputerowe gram rzadko i na pewno nie przez cały weekend. Naprawdę dużo częściej sprzątam i mniej pracuję. Na imprezie byłam ostatnio pół roku temu i to jak kopciuszek, zmyłam się o północy, a właściwie: około jedenastej.

Stereotyp matki

Przypuszczam, że to podejście wzięło się ze stereotypowego postrzegania matek, jakie mi wpajano przez większość mojego życia. Taki niesprawiedliwy archetyp wiecznie zajechanej matki Polki, która od rana do nocy zajmuje się dziećmi i domem, poświęca się w imię rodziny i wieczorem pada na twarz ze zmęczenia. Wiem, jest to straszne i niesprawiedliwe generalizowanie, ale tym w końcu są stereotypy.

Taka wizja macierzyństwa cały czas siedziała gdzieś z tyłu mojej głowy, że trzeba się poświęcać, zrezygnować z siebie na rzecz małego człowieka, którego się wydało na świat. W pewien sposób tak jest, ponieważ nie oszukujmy się – w momencie urodzenia dziecka, świat odwraca się do góry nogami. Sytuacja, w której się wtedy znajdujemy, jest tak bardzo oderwana od tego, co znamy i jest tak abstrakcyjna, że nawet nie umiem tego dokładnie opisać.

Niektórzy mówią patetycznie, że w momencie urodzenia dziecka, my również rodzimy się na nowo i trochę tak jest. Chociaż, ja prędzej nazwałabym to oberwaniem z liścia od nowej rzeczywistości, która niewiele ma wspólnego z cukierkowym rodzicielstwem, jakie często widzimy w mediach społecznościowych.

Jak dla wielu osób, ta nowa rzeczywistość była dla mnie ciężka, szczególnie, że miałam wrażenie, że jestem z nią całkiem sama. Zresztą, w końcu faktycznie zostałam z nią całkiem sama. Używając dziecięcej metafory – wieża z klocków mi się rozsypała i musiałam ją poskładać od nowa

Pięć etapów godzenia się ze stratą

Przeszłam do tej pory przez wszystkie etapy godzenia się ze stratą dawnego życia. Ważne jest, że w rozumieniu psychologicznym, żałoba nie jest zarezerwowana wyłącznie dla straty bliskiej osoby. Może wiązać się również z utratą ważnej rzeczy, niechcianą przeprowadzką do innego miejsca, związaną z utratą poprzedniego miejsca zamieszkania. Może być związana z utratą pracy lub jakąś porażką, która odbiła się mocno na naszej psychice. Tak samo jest w tym przypadku – żałoba wiąże się ze stratą wcześniejszego sposobu życia. I tak tylko dodam, że jeśli przechodzisz przez coś podobnego lub znasz osobę, która jest w podobnym stanie, ważne jest zagwarantowanie czasu na przeżycie żalu i zapewnienie sobie przejścia każdego etapu, to przyspieszy proces.

Zaprzeczenie

U mnie rozpoczęło się standardowo, od etapu zaprzeczenia, w którym odsuwałam od siebie myśl, że cokolwiek się zmieni. Będąc na początku ciąży, śmiałam się, że będę pracować do porodu, wody odejdą mi w biurze i planowałam powrót po dwóch miesiącach. Rzeczywistość bardzo szybko zweryfikowała moje plany, ponieważ nie było mnie 5 miesięcy. Dla niektórych nadal było to za krótko.

Gniew

Kolejnym etapem był stan gniewu, w którym głównie czułam wściekłość na siebie i otoczenie. Byłam też wkurzona, że moje dziecko potrzebuje mnie cały czas, że nie mogę się od niego oderwać, żeby pobyć sama ze sobą czy zająć się czymś, na co to ja mam ochotę. Byłam rozżalona, że moje „ja” gdzieś znikło i pojawił się etap buntu.

Negocjacje

Następnie były negocjacje. Teraz trochę się z nich śmieję, ale wtedy było dla mnie ważne, żeby chociaż wyrwać strzępki mojego poprzedniego życia. Na tym etapie próbowałam dosłownie wcisnąć macierzyństwo w moje „stare” życie. Dzięki temu na przykład, moi niektórzy współpracownicy mieli okazję poznać moje dziecko, ponieważ jeździłam z nim do biura.

Bardzo szybko przekonałam się jednak, że to mnie męczy, mój syn też nie jest tym zachwycony, a na dodatek zaczął się sezon na wirusy w żłobku, więc uziemiona w domu, płynnie przeszłam do kolejnego etapu – depresji.

Depresja

Nie była to depresja chorobowa, ale stan obniżonego nastroju. Taki stan poczucia, że jako matka nie daję rady i nie spełniam oczekiwań swoich, cudzych i przede wszystkim swojego dziecka. Dokładnie takie samo poczucie miałam wobec siebie jako pracownika i przełożonej dla moich pracownic: że nie spełniam oczekiwań i jestem, wiesz do czego.

Bardzo łatwo było wtedy urazić moje delikatne ego, a zwykłe stwierdzenia i krytykę często traktowałam jako atak i zdarzało mi się reagować agresywnie. Przykłądowo, wystarczyło mi powiedzieć, że mam zakurzone parapety (co było faktem!), ale w mojej głowie takie stwierdzenie przeradzało się w: brudne parapety = mam syf w domu = jestem złą matką. Paranoja.

NIE JESTEŚ SAMA!

Na każdym z tych etapów, od zaprzeczenia po depresję, pomagała mi świadomość, że gdzieś tam są inne matki, które mówią głośno o tym, że przechodzą dokładnie to samo. Które dzielą się swoim doświadczeniem, mówią o emocjach i nie boją się mówić głośno, że bywa trudno.

To, że one pomogły mi przejść przez te wszystkie etapy, jest jedną z przyczyn, dlaczego również poruszam ten temat i mówię o tym głośno. Być może kiedyś ktoś, kto będzie czegoś podobnego potrzebował, usłyszy to, co mówię. Nie jesteśmy same w tym wszystkim. To te wszystkie stwierdzenia „nie łam się, ja też tak miałam” sprawiły, że doszłam do etapu akceptacji, który trwa u mnie do dziś i jeszcze będzie trwał długo.

Akceptacja

To wtedy uświadomiłam sobie, że ta zmiana, jaką było urodzenie dziecka, było najlepszą rzeczą, jaka mogła mnie spotkać w tym momencie życia. To jest dokładnie to, o czym mówiłam w poprzednim odcinku podcastu, że odnalazłam swoje priorytety.

Mój syn zmusił mnie do zatrzymania się i spojrzenia na swoje życie z innej perspektywy i uświadomił mi, że ono donikąd nie zmierzało. A raczej, zmierzało, ale w kierunku stania się sfrustrowanym pracoholikiem, któremu tylko wydaje się, że coś osiągnął w życiu.

Nie chodzi mi o to, że posiadanie i wychowanie dzieci jest największym osiągnięciem w życiu każdego człowieka, bo tego ode mnie nie usłyszysz. Każdy decyduje o sobie i o tym, co dla niego ważne. Mówię o sobie, że gdy byłam zmuszona sytuacją, nauczyłam się wielu przydatnych rzeczy. Na przykład:

  • Nauczyłam się organizować czas i ustalać priorytety. Wcześniej radziłam sobie w tym zakresie, ale nie aż w takim wymiarze.
  • Nauczyłam się prosić o pomoc bez wrażenia utraty godności.
  • Nauczyłam się delegować pracę, czego najwięksi managerowie uczą się latami, a ja musiałam opanować w kilka miesięcy.
  • Nauczyłam się odpoczywać, gdy mam okazję. Po prostu leżę na kanapie, patrząc w sufit albo z książką. Mogę też leżeć w łóżku i oglądać serial bez poczucia straty czasu.
  • Nauczyłam się mówić „nie” tylko dlatego, bo nie mam ochoty czegoś zrobić, co wcześniej było dla mnie nie do przejścia.
  • Z rzeczy praktycznych – nauczyłam się, jak zrobić stronę internetową, co zawsze chciałam umieć, a jak na ironię – nigdy nie miałam na to czasu.

I mogłabym tak wyliczać do rana

Moja radość z macierzyństwa również znacznie zwiększyła się na etapie akceptacji. Przestałam wywierać na sobie ogromną presję, dzięki czemu mogłam odnaleźć swoje miejsce w dziecięcym świecie, w którym śpiewam piosenki o płynie do mycia szyb, buduję zwierzęta z piany i pomagam malować słonie na wannie.

Przez mniejszą własną presję, nie odczuwam również tak intensywnie nacisków z zewnątrz, więc nie przekładam tego na dziecko i podchodzę do niego z większą cierpliwością i zrozumieniem.

Obserwacja, jak rośnie, jak zdobywa nową wiedzę i umiejętności, te momenty, gdy przychodzi do mnie pochwalić się, że nauczył się czegoś nowego (dwulatki już tak robią), sprawiają mi ogromną frajdę i napawają dumą. Teraz mogę się tym faktycznie cieszyć.

Wdzięczność

Najważniejszą i najtrudniejszą rzeczą, która pojawiła się na etapie akceptacji, była wdzięczność do ojca dziecka, że zmusił mnie do takiego przemodelowania życia, że mój syn zajmuje w nim główną rolę i dzięki temu całkiem nieźle sobie we dwójkę radzimy. W innym przypadku, jest duża szansa, że wróciłabym do starego systemu pracy i widywała się z rodziną tylko wieczorami i w weekendy, tak jak się to odbywa w wielu innych domach.

Cieszę się też, że to samodzielne macierzyństwo było tym kopem do zmiany priorytetów, bo mogłam trafić dużo gorzej. Być może to zaklinanie rzeczywistości lub szukanie pozytywów, ale naprawdę uważam, że mogło być gorzej.

Kolejną rzeczą, która pojawiła się na etapie akceptacji było zaakceptowanie siebie jako pracownika-matki. Nawet okazało się, że moje umiejętności akrobatyczne w godzeniu pracy z opieką nad dzieckiem mogą być moją zaletą. Niedługo po ogłoszeniu powszechnej izolacji ze względu na pandemię, wiele osób siadało psychicznie przez konieczność jednoczesnej pracy w towarzystwie żony lub męża i gromadki dzieci, a dla mnie niewiele się zmieniło. W momencie ogłoszenia epidemii i tak od dwóch tygodni pracowałam z domu, bo syn był przeziębiony. Jedyne, co mogłam powiedzieć innym to „cześć, witajcie w moim świecie!”.

Poza tym, etap akceptacji dał mi kopa do działania również w pracy, ponieważ zmiana podejścia i priorytetów, wybiła mnie z takiej niezdrowej codzienności, w której przytłaczają nas takie pierdołowate, nieważne zadania, które trzeba zrobić, bo trzeba zrobić, ale które do niczego nie prowadzą.

Pewnie miewasz takie dni, kiedy masz wrażenie, że robisz dużo, ale cały czas kręcisz się gdzieś w pogoni za własnym ogonem, a wieczorem masz poczucie „no, to się narobiłam, a nic nie zrobiłam”. Przyczyną takiego stanu jest brak określonego celu, do którego zmierzasz.

My w departamencie szkoleniowym mamy w tej chwili jasny cel i w tym kierunku idziemy. Nawet pojawiają się opinie, że przez ostatnie kilka miesięcy widać, że zrobiłyśmy więcej niż przez ostatnie dwa lata. I taki jest fakt – robiłyśmy bardzo dużo, ale efekty nie były współmierne do wysiłku i dopiero teraz odwracamy proporcje.


Jeśli interesuje Cię temat tworzenia procesu szkoleniowego, zapraszam Cię do artykułu o prawidłowej strukturze szkolenia.
Napisałam również bardziej uniwersalny tekst, o unikaniu jednej z pułapek w przekazywaniu wiedzy.

Tak, jak wspominałam, macierzyństwo dało mi świetną kompetencję w zakresie organizacji i ustalania priorytetów, co wzbogaciło mój wachlarz szkoleń. Nie skłamię, jeśli nazwę się ekspertką od akrobatyki czasowej. Nawet zastanawiam się, jakby to wyglądało w CV… hmm… godne zastanowienia 🙂

W każdym razie, umiejętności organizacji, planowania i szybkiego podejmowania decyzji w sytuacjach stresowych są bardzo cenione na rynku pracy i wielu pracodawców chwali sobie matki jako lojalnych i solidnych pracowników. Przy aktualnym boomie na rozwój usług zdalnych, może się pojawić całkiem interesująca tendencja w zwiększaniu zatrudnienia wśród matek, czego osobiście bym sobie życzyła i chciałabym do tego dołożyć własną małą cegiełkę.

Nie chcę zdradzać jeszcze tajemnicy, ponieważ plan jest dopiero w sferze wizualizacji i konsultacji, ale dążę do stworzenia szkoleń, które będą dostosowane pod matki i których celem będzie wspomaganie ich na rynku pracy tak swoją treścią, jak i formą.

Prawdopodobnie niedługo pojawią się próbki moich propozycji, więc jeśli jesteś zainteresowana otrzymaniem takich materiałów, zapisz się na mój newsletter na stronie odzeradotrenera.pl, żeby tego nie przegapić.

Natomiast, jeśli chcesz, żeby materiały były dopasowane pod Ciebie i Twoje potrzeby, możesz do mnie napisać na kontakt@odzeradotrenera.pl z informacją, czego według Ciebie, brakuje w ofercie szkoleń, a przydałoby się matkom lub co byś chciała w takim szkoleniu otrzymać.

Każda opinia jest na wagę złota, ponieważ pozwoli mi skoncentrować się na przygotowaniu produktu, który pomoże matkom zdobywać wiedzę w łatwy i przystępny sposób, dostosowany do ich możliwości i preferencji. Więc jeśli chcesz mieć realny wpływ na kształt tych szkoleń, napisz do mnie po prostu na kontakt@odzeradotrenera.pl.

Tak na koniec chcę dodać, że jeżeli to, co powiedziałam, było dla Ciebie pomocne, zapraszam Cię na stronę odzeradotrenera.pl/odcinek002, gdzie znajdziesz ten odcinek w formie pisemnej oraz odnośniki do moich artykułów, z których możesz dowiedzieć się więcej o nauczaniu dorosłych, moich doświadczeniach trenerskich i przede wszystkim: o ważnej roli miśków mojego syna w procesie przygotowywania się do szkoleń. Jeśli masz jakieś uwagi lub chcesz podzielić się ze mną swoją opinią, zapraszam Cię do komentowania na stronie lub jeśli wolisz, na Fan Page’u Od zera do Trenera, do którego odnośnik znajdziesz również na stronie. Oczywiście, jeżeli masz taką ochotę, zasubskrybuj ten kanał, żeby dowiedzieć się o kolejnych odcinkach, a mam ich w planie sporo, również merytorycznych. Ten podcast specjalnie dla Ciebie prowadziłam ja, znaczy się Joanna Pietrzak, dziękuję Ci bardzo za wysłuchanie i do następnego! Pa!


Dziękuję Ci za przeczytanie tego odcinka podcastu i zapraszam do jego wysłuchania, jeśli jeszcze nie udało Ci się tego zrobić.
Podrzucam Ci też link do artykułu o motywowaniu dzieci do nauki, jeśli nie miałaś okazji jeszcze go przeczytać.


Treści dostępne na blogu i w podcaście są prezentacją opinii, poglądów, wiedzy oraz doświadczenia autorki, ale nie stanowią formy indywidualnego poradnictwa. Przed podjęciem decyzji w istotnej dla siebie sprawie, zawsze zasięgaj indywidualnej porady specjalisty.

Jeśli spodobała Ci się treść, podaj dalej:

Zostaw Komentarz