Uprzedzam z góry, że teraz będzie przydługi wstęp o dzieciach, ale to zabieg zamierzony, bo później się poskłada w jedną całość 🙂
Jeśli temat dzieci Cię nie interesuje, możesz przejść do artykułów związanych z zawodem trenera biznesu. Na przykład w tym artykule, znajdziesz trzech największych morderców procesu wdrożeniowego.
Prawdopodobnie nie skłamię, jeśli odważnie stwierdzę, że temat nauki dzieci poprzez zabawę jest z jednym z popularniejszych tematów, poruszanych w materiałach skierowanych do rodziców. Szczególnie ostatnio, gdy większość z rodziców, z powodu epidemii, była zmuszona zostać z dziećmi w domu przez niedziałające żłobki i przedszkola.
„20 pomysłów na zabawy edukacyjne z dziećmi”
„15 inspiracji na kreatywnie spędzony czas z dziećmi”
i inne tytuły w podobnym tonie zawładnęły rodzicielską stroną mocy w Internecie.
Z jednej strony dobrze, ponieważ to pokazuje, że coraz bardziej nam zależy na znalezieniu swojej roli w dziecięcym świecie naszych pociech.
Z drugiej strony, oznacza to, że już chyba kompletnie zapomnieliśmy, jak to jest być dzieckiem i szukamy działań, które TO MY możemy zaklasyfikować jako zabawa.
Po czym to poznaję? To proste: w tych artykułach nie ma informacji, jak z pudełka stworzyć auto za pomocą samego pudełka, bez dodatków. Nie ma tam również ani słowa o tym, jaki jest sens w rzucaniu kartkami podczas biegu między pokojami oraz dlaczego moim obowiązkiem przed snem jest wymienianie wszystkich słów, jakie znam i uzyskiwanie w odpowiedzi roześmianego „NIE”.
Nie ma tam tej informacji, bo to najbardziej skrywana ze wszystkich tajemnic:
Oto właśnie jest najprawdziwsza zabawa!
Że nie ma sensu? To tylko pozory. Jestem dorosła, więc pewnie Ci tego nie wytłumaczę wystarczająco jasno, ale zwyczajnie nam się wmawia, że wszystko powinno mieć jakiś sens.
Dobry dowcip to taki z puentą, bajka z morałem, a film z momentem przełomowym i przemianą bohatera
To samo jest z naszym – dorosłym – schematem uczenia się. W większości podręczników trenerskich znajdziesz informację, że dzieci mają wbudowaną wewnętrzną potrzebę uczenia się, a dorośli już nie, bo już zdążyli się dowiedzieć tego, co im jest do życia potrzebne i nauczyć podstawowych czynności.
Dlatego, u dorosłych, chęć uczenia się jest podyktowana potrzebą posiadania wiedzy, czyli musimy potrzebować się nauczyć, żeby się nauczyć.
Więcej o wewnętrznej motywacji do nauki piszę w tym artykule. Znajdziesz w nim też sporo odnośników do innych treści z tego obszaru.
Przykładem może być nauka na kursie na prawo jazdy. Osoby, które chcą się uczyć kodeksu drogowego dla samej przyjemności, raczej należą do mniejszości. Większą motywacją jest chęć samodzielnego poruszania się autem albo potrzeba codziennych dojazdów do innej miejscowości.
Zatem, powszechnie uważa się, że ludziom dorosłym już nie jest potrzebna atrakcyjna forma nauki, tylko wartościowa treść. Wszelkie gry szkoleniowe czy zabawy są traktowane jedynie jako dodatek i narzędzie realizujące konkretne cele programowe. I to jest w porządku, bo jeśli za wartościową treścią idzie atrakcyjna forma, to już lepiej być nie może.
Tylko że to jest nasze – dorosłe – postrzeganie nauki i zabawy
Dam Ci przykład – dorośli ludzie uczą się dziergać na szydełku. Jak sądzisz, po co to robią? Przecież jeśli chcą mieć czapkę, to szybciej (i taniej) będzie pójść do sklepu i ją kupić. Jeśli chcą ręcznie wykonaną czapkę na zamówienie, to też szybciej (i nadal taniej) wyjdzie zamówienie takiej u rękodzielnika. Dorobić się kokosów na rękodziele jest ciężko, więc potrzeba zarobku również nie jest tu kluczowa.
Dorośli też się uczą poprzez zabawę!
Kogokolwiek o to pytam, to ludzie dziergają, bo to lubią albo ich to odpręża, albo mają później satysfakcję z wykonania czegoś samodzielnie. A im większą przyjemność im to sprawia, tym częściej dziergają, więc tym więcej się przy okazji uczą.
Dlatego pozwolę sobie na uproszczenie, że dzierganie to również jest pewna forma nauki poprzez zabawę.
Podobnie jest z innymi formami dorosłej rozrywki. Czy ludzie znają bohaterów seriali, bo mają taką potrzebę? Raczej nie, choć mogę się mylić. Wydaje mi się jednak, że uczą się tego przy okazji ich oglądania i angażowania się w fabułę. Czyli przy okazji zabawy, którą my nazywamy poważnie „rozrywką”.
Ostatnio nauczyłam się kręcić kilka zwierzątek z balonów. Czy przyda mi się to w moim dorosłym życiu? Pewnie nie, ale zafascynowało mnie tworzenie kształtów za ich pomocą, a przy okazji mój syn wymyślił sobie zabawę w układanie balonów na podłodze. Po co mu to było – nie mam zielonego pojęcia. Pewnie uczył się czegoś ważnego. I tak oboje bawiliśmy się na swój sposób. Ja tworzyłam znajome kształty i odtwarzałam schematy, a on podążał za swoją wizją.
Czym zatem jest zabawa?
Jaka więc jest różnica między dzierganiem czapki, a zabawą w wymienianie słów bez ładu i składu, o której wspominałam na samym początku? Z mojego punktu widzenia – niewielka. Obie czynności mają na celu rozrywkę, a przy okazji są i pożyteczne. W pierwszym przypadku efektem będzie czapka, a w drugim – poszerzenie słownika u dwulatka.
Tylko że nie wiedzieć czemu, postrzeganie dorosłych zajęć w kategorii zabawy bywa traktowane jako obraźliwe, jakbyśmy bali się posądzenia o bycie zdziecinniałymi. Jakby to było coś złego i umniejszało naszej poważnej dorosłości.
Słowo „zabawa” najczęściej rezerwujemy dla działań naszych dzieci lub stosujemy jako lekceważące określenie czynności innych dorosłych, gdy na przykład umniejszamy znaczenie ich pracy. W takim znaczeniu, zabawą może stać się kariera malarza w porównaniu do bycia prawnikiem, bo ktoś kiedyś określił, że jedno jest bardziej poważne od drugiego.
Tylko powiedzcie mi: kiedy daliśmy sobie wmówić, że bycie dorosłym musi być poważne? 🙂
Treści dostępne na blogu i w podcaście są prezentacją opinii, poglądów, wiedzy oraz doświadczenia autorki, ale nie stanowią formy indywidualnego poradnictwa. Przed podjęciem decyzji w istotnej dla siebie sprawie, zawsze zasięgaj indywidualnej porady specjalisty.
Zostaw Komentarz