Dokładnie 6 października 2021 roku założyłam swój pozytywny dziennik, Od tamtej pory spisuję w nim pozytywne rzeczy, których codziennie doświadczam. Notuję moje osiągnięcia, rzeczy, na które miałam wpływ, otrzymane komplementy i wszystkie zdarzenia wywołujące we mnie miłe emocje.
Jest to jeden z elementów mojej pozytywnej praktyki, za pomocą której przeprowadzam zmiany w moim myśleniu. Tak jak niektórzy uczą się sztuki kaligrafii, kreśląc szlaczki na arkuszach papieru, tak ja ćwiczę w sobie umiejętność pozytywnego myślenia.
W tym miesiącu mija rok takich ćwiczeń, dlatego zdecydowałam się podsumować moje refleksje i postępy.
Jeśli zatem chcesz posłuchać:
- Co mnie skłoniło do rozpoczęcia pracy z pozytywnym dziennikiem?
- Z czym miałam największą trudność na początku?
- Dlaczego wszyscy są ważni i potrzebni?
- Co mi dała pozytywna praktyka z perspektywy czasu?
- W jaki sposób zacząć swoją własną praktykę – za darmo i od zaraz?
Posłuchaj tego odcinka!
Pokoloruj swoją własną pozytywną sesję wzmacniającą z Pozytywnym podsumowaniem 2022! Możesz je sprawdzić na tej stronie.
A jeśli poszukujesz dodatkowej inspiracji na pozytywną praktykę upamiętniającą miłe dla Ciebie wydarzenia, zachęcam Cię do posłuchania poprzedniego odcinka.
- Odcinek 29, wersja do czytania
Dlaczego warto prowadzić pozytywny dziennik - roczne podsumowanie- Dostrzeganie własnego wpływu na siebie i otoczenie
- Mam wpływ na swój dyskomfort
- Mam wpływ na otoczenie
- Wiem, że jestem ważna i potrzebna
- Ćwiczenie zmiany myślenia
- Słabsze chwile – są, nawroty kryzysu – brak
- Wszyscy mamy słabsze chwile - to normalne
- Beznadziejne dni już nie są beznadziejne
- Dostrzegam więcej szans i dobrych stron
- Poszerzenie listy wzmacniającej
- Jak zacząć?
- Zapisz się na kurs pozytywnej praktyki
- Kontakt
- Media Społecznościowe
- Tego podcastu możesz posłuchać:
Odcinek 29, wersja do czytania
Dlaczego warto prowadzić pozytywny dziennik – roczne podsumowanie
Halo, dzień dobry! Nazywam się Joanna Pietrzak i moją supermocą jest łączenie samodzielnego macierzyństwa z pracą jako trenerka biznesu.

Witam Cię w dwudziestym dziewiątym odcinku podcastu Mama jako trener biznesu! Znajdziesz tu informacje, w jaki sposób można pogodzić dwa tak wymagające zajęcia (a przynajmniej jak ja to robię). Pokażę Ci również, jak wiedza trenerska przydaje mi się w macierzyństwie i dlaczego to macierzyństwo mnie rozwija jako trenera.
W tym miesiącu, a dokładnie 6 października 2022 roku mija pełny rok, odkąd założyłam swój pierwszy pozytywny dziennik. Wcześniej pracowałam wyłącznie z listą swoich pozytywów i osiągnięć, o której mówiłam ze szczegółami w odcinku 26.
W dużym skrócie: lista jest narzędziem opartym na psychologii pozytywnej. Jej celem jest zauważanie i docenianie naszych mocnych stron, osiągnięć i wykonanych zadań czy projektów. To właśnie rok temu dzięki niej zauważyłam u siebie duże postępy we wzmacnianiu pewności siebie. Było to dla mnie jednak niewystarczające na tamtym etapie, więc zapytałam moją mentorkę, jakie narzędzie mi poleca, żebym mogła podkręcić efekty. Poleciła mi prowadzenie pozytywnego dziennika, w którym będę notować:

- co fajnego zrobiłam,
- za co dziękuję
- i na co miałam wpływ danego dnia.
Słyszałam wcześniej o takich dziennikach wdzięczności i stwierdziłam, że dam temu pomysłowi szansę.
W pierwszych dniach prowadzenia dziennika zadawałam sobie te trzy pytania i pamiętam do tej pory, jak długo musiałam się zastanawiać nad odpowiedziami. Zupełnie inaczej jest przejrzeć segregator z dyplomami i powpisywać osiągnięcia na listę własnych pozytywów, a inaczej codziennie, w każdym dniu – i tym lepszym, i tym gorszym – znajdować takie pozytywy.
Dostrzeganie własnego wpływu na siebie i otoczenie
Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że największy kłopot miałam z trzecim pytaniem, czyli na co miałam wpływ danego dnia. Żeby na nie odpowiedzieć, potrzebowałam spojrzeć z szerszej perspektywy niż wyłącznie perspektywa moich przyjemnych emocji. Jednak właśnie dlatego, że z tym pytaniem miałam największy kłopot, zdecydowałam się znajdować na nie jak najwięcej odpowiedzi. Potraktowałam to jako sygnał, że nad tym potrzebuję bardziej popracować.
Analizując teraz początkowe dni (mam dziennik przy sobie), widzę, że te pierwsze odpowiedzi były skoncentrowane na mnie. Czyli na przykład miałam wpływ na:
- Zapewnienie sobie spokoju.
- Wybór zadań, które wykonałam, bo skupiłam się na tych, które są dla mnie przyjemne.
- Swoje zdrowie, gdy poszłam do dentysty.
- To, że zadbałam o siebie, robiąc sobie przerwy w ciągu dnia.
Takie zapiski i koncentracja na tym, na co miałam wpływ, sprawiły, że z większym zainteresowaniem i z większą uwagą śledziłam swoje działania i potrzeby.
Mogłam też zauważyć realny efekt własnych działań – na przykład, że miałam wpływ na swoje samopoczucie, bo wcześniej poszłam spać.
Dodatkowo, jeśli efekt był dla mnie miły, w mojej głowie pojawiała się myśl: „fajnie, będę robić tego więcej”. Pomogło mi to w przezwyciężeniu szkodliwych dla mnie przekonań, na przykład tych związanych z nadmiernym eksploatowaniem siebie.
Mam wpływ na swój dyskomfort

Z czasem zaczęłam coraz bardziej odczuwać, że mam wpływ również na wiele rzeczy, które sprawiają mi dyskomfort. Bo to wyłącznie ode mnie zależy czy zrobię sobie przerwę i coś zjem, czy będę siedzieć z burczącym brzuchem nad listą zadań. Okazywało się, że to co mnie oddziela od braku dyskomfortu to moja własna decyzja. I to moja własna decyzja była często przyczyną tego dyskomfortu. Wystarczyło to zauważyć, zdecydować, że od dzisiaj robię inaczej i przestrzegać, gdy łapałam się na starym schemacie.
Dobrym przykładem jest odbieranie telefonu po pracy. To była moja decyzja, że kończąc pracę nie odkładam i nie wyciszam telefonu. Wystarczyło podjąć decyzję (choć na początku niekomfortową), że po pracy wyłączam telefon i przepracowywać to. Teraz nawet sobie nie wyobrażam, żeby po godzinach pracy, kiedy jestem z moim synem, odbierać telefon. Chyba, że jestem z kimś umówiona, ale to są rzadkie przypadki – raczej się to nie zdarza. Ale nie wyobrażam już sobie, żeby po godzinach pracy odebrać telefon służbowy.
Przezwyciężenie niektórych przekonań zajęło mi kilka dni, innych miesiące, jeszcze inne cały czas są w procesowaniu. Dzięki takiej analizie i autorefleksji mogę też znaleźć rzeczy, nad którymi chcę pracować podczas sesji. Coś mi nie pasuje, z czymś się nie zgadzam, gdzieś czuje dyskomfort. Mogę to sobie zapisać w zeszycie z notatkami do sesji i podczas kolejnego spotkania poruszyć ten temat, zająć się nim i później nad nim pracować.

Mam wpływ na otoczenie
Gdy już rozpracowałam trochę siebie, zaczęłam zauważać, że nie tylko w moim życiu istnieją rzeczy, które dzieją się dzięki mnie.
- Na przykład miałam wpływ na wygraną mojego zespołu w konkursie.
- Miałam wpływ na to, że mój syn umył buzię po podwieczorku, gdy mówiłam mu, że apetycznie pachnie i chyba mam ochotę na deser.
- Miałam wpływ na to, że koleżanka z pracy zwiększyła swoją wiedzę w potrzebnym jej obszarze, bo wytłumaczyłam jej pewne rzeczy.
Zaczęłam też podkreślać bardziej spektakularne sukcesy, które miały wpływ na rzeczywistość. Na przykład to, że dzięki moim wyliczeniom biuro, które poprosiło mnie o pomoc zrealizowało swoje cele. Albo że ważna dla mnie osoba skorzystała z pomocy psychologicznej.
Wiem, że jestem ważna i potrzebna
To wszystko sprawiło, że sama poczułam się potrzebna, użyteczna i umiejscowiłam siebie jako ważny element mojego otoczenia. Beze mnie te dobre rzeczy nie wydarzyłyby się – a to już daje do myślenia. Poczucie sprawczości i tego, że jestem potrzebna innym, nawet jeśli nie wiwatują na mój widok, daje mi dużo satysfakcji w życiu. Pamiętam okres, gdy towarzyszyło mi poczucie bycia zbędną, niepotrzebną i niedocenianą. I nadal mi się zdarza poczucie, że mój wkład w coś nie jest dostrzegany lub jest niewystarczająco doceniany, ale nie mam już tego wiercącego uczucia, że jestem zbędna i że moje życie nic nie zmienia, bo zmienia bardzo dużo.

Tak w ogóle, jeśli Ty masz takie poczucie, to nie jesteś w tym sam, nie jesteś w tym sama. Wiele osób tak ma, ja też tak miałam. Jeśli takie myśli są dla Ciebie przykre i dotkliwe (a pewnie takie są), poszukaj wsparcia. Są darmowe telefony, gdzie to wsparcie uzyskasz anonimowo np. dla dorosłych 116 123, a dla dzieci i młodzieży 116 111.
Ostatnio też dowiedziałam się o świetnej inicjatywie Życie warte jest rozmowy – gdzie możesz bezpłatnie napisać do osób, które specjalizują się w pierwszej pomocy psychologicznej. Wadą tego rozwiązania jest dość długie oczekiwanie na odpowiedź.
Dowiedziałam się też ostatnio, że często przy ośrodkach pomocy społecznej funkcjonują interwenci kryzysowi. Są to osoby, które mają obowiązek przyjąć każdą osobę w dużym stresie lub w kryzysie i to od ręki. Jeśli u Ciebie nie ma takiego miejsca lub z jakiegoś powodu nie chcesz z niego korzystać, poszukaj informacji o interwentach kryzysowych w Internecie. Udzielą Ci pierwszej pomocy psychologicznej i powiedzą, co można dalej zadziałać. Naprawdę warto.
Ćwiczenie zmiany myślenia
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że dzięki dziennikowi nie mam już słabszych chwil. Ani dziennik nie jest narzędziem wszechmocnym, ani ja nie jestem osobą aż tak odporną psychicznie. Nadal zdarzają mi się dni, że bez kija to lepiej do mnie nie podchodzić, a ja mam ochotę zaszyć się pod kocem na jakimś odludziu, byleby nikt do mnie nie mówił. Zdarzają mi się też chwile, w których rzeczywistość mnie przeraża lub widzę ją jako wyzwanie ponad moje bieżące siły. Jestem człowiekiem i to czasem bardzo zmęczonym człowiekiem, a to obniża moją tolerancję na stres. Im więcej mi się wtedy nawarstwi, tym mój stan może się bardziej pogorszyć. Przypuszczam, że większość z nas ma podobnie.
Tak czy inaczej, takie chwile zdarzają mi się już dużo rzadziej. Oczywiście, wykonałam ogromną, monumentalną pracę nad sobą, również w kontekście terapeutycznym. Dziennik jest jednym ze sposobów, którym tę pracę wykonałam – jednym z narzędzi, którym tego dokonałam. To taki mój zeszyt ćwiczeń zmiany myślenia.
Coś jak szlaczki w szkole – rysowanie ich samo z siebie nic nie daje, ale wspomaga proces nauki płynnego pisania. Dziennik jest takim narzędziem do budowania poczucia własnej wartości i sprawczości na co dzień. Sam z siebie nic nie daje, natomiast jeśli się go prowadzi konsekwentnie, to po pewnym czasie da efekty. Szczególnie, jeśli faktycznie poświęcisz mu trochę czasu (i sobie trochę czasu), żeby go zanalizować i wyciągnąć z tego wnioski.
Słabsze chwile – są, nawroty kryzysu – brak
To wszystko sprawiło, że te słabsze chwile na słabszych chwilach się kończą i nie przeradzają się w nic mocniejszego. Jeśli coś zachwieje moją równowagą, zazwyczaj po kilku dniach wracam do siebie. Daję sobie też czas na regenerację i refleksję:
- co się dzieje,
- co się wydarzyło,
- z czego to wynika,
- co czuję
- i jak sobie mogę z tym poradzić.
Wiem też, że jeśli obserwuję pogorszenie mojego samopoczucia, w razie czego mam gdzie zgłosić się po pomoc. To mi daje duży komfort i poczucie bezpieczeństwa, że w razie czego mam siatkę asekuracyjną.
Zwykle nie korzystam z tej możliwości, bo najczęściej nie jest aż tak źle, staram się poradzić sobie sama. Notuję to, co się zadziało i omawiam na kolejnej sesji, żeby się wyposażyć w wiedzę i umiejętności, które w takiej sytuacji pomogą mi w przyszłości, jeśli taki problem się powtórzy.
Wszyscy mamy słabsze chwile – to normalne
Nawet całkiem niedawno miałam tak, że działo się dużo na raz i moje emocje nałożone na zmęczenie i niewyspanie zaczęły mnie przytłaczać. Napisałam wtedy wiadomość na mailową linię wsparcia, o której już wspominałam. Samo pisanie pomogło mi się „wygadać” – to już dużo mi dało.

Nazwanie tego, co czuję i przelanie tego na konkretne słowa pomogło mi uporządkować moje myśli i zastanowić się, co mi przeszkadza, ale też oswoiło emocje, które czułam w tamtym momencie.
Po jakimś czasie odebrałam bardzo empatyczną wiadomość, zauważającą moje problemy i dającą mi pełne prawo do gorszego samopoczucia. Wiadomość nakierowywała mnie też na pomocne rozwiązania w konkretnym problemie – co mogę zrobić, żeby poprawić mój stan.
Duży nacisk był na dbanie o siebie i szukanie przestrzeni na to, żeby moje potrzeby były zaspokojone.
Co interesujące, odpowiedź była bardzo długa, koncentrująca się na każdym wspomnianym przeze mnie szczególe i na wszystkim, co poruszyłam. Dawno nie poczułam się tak zauważona. Dokładnie tego mi wtedy brakowało. Poczułam się, że nie jestem w tym sama i że ktoś się zainteresował tym, co mnie gdzieś tam zabolało. Porównuję to do wiadomości mailowej, którą napisałam dawno, dawno temu do poradni dla dzieci i młodzieży. Była w podobnym tonie, napisana w gorszej chwili, na którą otrzymałam lakoniczną odpowiedź „jeśli potrzebujesz pomocy, zgłoś się do poradni w godzinach takich i takich”.
Warto korzystać z pomocy
Różnica diametralna, co też pokazuje, że podejście do higieny psychicznej i podejście specjalistów bardzo przez te lata się zmieniło na zdecydowany plus. Tym bardziej warto zatem z takiej pomocy korzystać.
Ja też skorzystałam, bo faktycznie trochę mi się nazbierało stresu i zwyczajnie pękłam. Są to jednak już rzadkie momenty i nie tak intensywne jak kiedyś. W tych słabszych chwilach na co dzień wystarczy mi dziennik, żeby wspierać swój dobry nastrój i samopoczucie. Tak jak dbamy o swoją odporność przed okresem jesiennym, tak ja dbam o swoją odporność psychiczną za pomocą dziennika. Dzięki temu „infekcje”, które się pojawiają, czyli etapy gorszego nastroju nie są tak intensywne. Mogę na nie lepiej zareagować i jestem na nie lepiej przygotowana. To pomaga mi dokonać dziennik jako jedno z narzędzi.
Beznadziejne dni już nie są beznadziejne

Zwiększenie mojej odporności widzę po tym, że nawet beznadziejne dni już nie są aż tak beznadziejne jak kiedyś. Zauważyłam to, bo ostatnio testowałam ćwiczenia samoobserwacji. Znajdowało się w nich pytanie o to, co i w jaki sposób zadziałało na mój dobrostan – dobrze czy źle. Rzeczy obniżające moją energię zaznaczałam czerwoną kropką, a zwiększające ją – zieloną kropką. I widziałam, że tych zielonych kropek jest dużo więcej niż tych czerwonych. Nawet w dniu, w którym miałam tragiczny początek, bo syn miał zupełnie inną wizję poranka ode mnie i byłam na wyczerpaniu jeszcze zanim dzień się na dobre rozpoczął, nawet tego dnia miałam więcej zielonych kropek niż czerwonych (niewiele, ale więcej) a ja doszłam do wniosku, że w sumie nie był to najgorszy dzień mojego życia.
Doszło nawet do tego, że czasami trudno mi znaleźć coś złego danego dnia, bo jestem już tak przestawiona, żeby koncentrować się na pozytywach, że na mniejsze niedogodności już zwyczajnie nie zwracam uwagi. To jest dla mnie ogromny postęp, bo kiedyś prędzej mi było do marudy i męczybuły niż do niepoprawnej optymistki. Jestem zatem świetnym dowodem na tezę Martina Seligmana, że optymizmu naprawdę można się nauczyć. A dziennik jest moim zeszytem ćwiczeń z tego przedmiotu.
Dostrzegam więcej szans i dobrych stron
Takie pozytywne myślenie ma jeszcze jedną zaletę. Dużo lepiej radzę sobie z porażkami albo rzeczami, które poszły nie do końca po mojej myśli. Nie przywiązuję do nich aż tak osobistego znaczenia jak kiedyś. Dostrzegam też coraz częściej dobre strony danej sytuacji:
- Czego się nauczyłam i czego mogę się nauczyć?
- Co mogę dzięki temu zrobić?
- Jakie mam inne możliwości?
- Jak mogę się sprawdzić w nowej sytuacji?
- Jak bardzo mi na tym nie zależy w porównaniu do rzeczy dla mnie ważnych?
Wiadomo, jeśli na czymś mocno mi zależało, nadal niepowodzenie nie jest przyjemne, ale nie paraliżuje mnie to, nie obezwładnia. Jak nie drzwiami, to oknem – z okna zazwyczaj jest lepszy widok.
Porażka z ciastkami to szansa dla rogali
Ostatnio taką moją porażką były ciastka czekoladowe. Wyszły twarde jak kamień, co bardzo zasmuciło mojego syna, który miał olbrzymią ochotę na coś słodkiego. Przeszukaliśmy zatem nasze zapasy i przygotowaliśmy rogale z dżemem. Młody miał swoje słodkości (choć z początku nie był zadowolony z takiej zmiany), a ja już wiem, gdzie popełniłam błąd i o tę wiedzę jestem mądrzejsza. Następnym razem zrobię te ciastka bez problemu. Dodatkowo miałam okazję pokazać synowi, że porażka to nie jest koniec świata, nawet jeśli bliskie osoby uważają inaczej. Tutaj porównuję moją reakcję „ok, ciastka nie wyszły, trudno” i emocjonalną reakcję mojego syna, któremu bardzo na moim ciastkowym sukcesie zależało. Mam nadzieję, że to będzie jedna z tych rzeczy, która mu zostanie na przyszłość i nie będzie brał porażek tak bardzo do siebie. Ma na to szansę, bo ja je biorę do siebie coraz mniej.

Ja wiem. Z dorosłego punktu widzenia ciastkowa porażka nie jest końcem świata. Z drugiej strony, niech podniesie rękę osoba, która nie przejęła się nigdy czymś obiektywnie mało ważnym.
Poza tym, postrzeganie wagi konkretnej sytuacji czy wydarzenia będzie zawsze bardzo subiektywne. Dla niektórych bankructwo będzie początkiem rewelacyjnej przygody w nieznane, a dla innych nieudane ciastka czekoladowe będą powodem do załamania. Wszyscy mamy inaczej. Wszyscy jesteśmy na innych etapach naszego życia i mamy różny poziom stresu, którego doświadczamy. Dla mnie dziennik jest drogą w tym kierunku, żeby niezależnie od wagi tych niepowodzeń, zauważać w nich możliwości i szanse. Zgodnie z powiedzeniem, że gdy jedne drzwi się zamykają, otwierają się inne. A brak ciastek czekoladowych to szansa na rogale z dżemem. Nie kończy się na tym świat. Może się jednak skończyć, jeśli zafiksuję się na tym wydarzeniu, na tej porażce i nie będę chciała zrobić kroku dalej. Wtedy świat się skończy na moje własne życzenie.
Poszerzenie listy wzmacniającej
Dziennik oprócz tego, że sam jest placem ćwiczeń dla moich postępów, wspiera mnie w tym, żeby na pewno znalazły się na mojej liście.
Raz, że śledzę na bieżąco jak to wyglądało kiedyś (mogę wrócić do dziennika sprzed roku i porównać, co się zmieniło). Dzięki temu łatwiej mi zobaczyć różnicę. To działa tak samo, jak ktoś nie widzi dziecka jakiś czas i później reaguje „wow, ale wyrósł”, a dla mnie wygląda tak samo jak pół roku temu. W końcu widzę go na co dzień i nie zauważam zmian aż tak drastycznie. Tak samo my rozwijamy się z każdym dniem i żeby zauważyć różnicę, potrzebujemy cofnąć się trochę w czasie. Dziennik jest na to idealnym sposobem.
Poza tym, gdy pracuję z dziennikiem codziennie lub co kilka dni, ale w miarę na bieżąco, dużo łatwiej mi jest zapisać moje osiągnięcia, póki jeszcze je pamiętam.

- Pierwszy klarowny rosół,
- przeczytany rozdział książki,
- napisany artykuł,
- nagrany kolejny odcinek podcastu,
- wykonane zadanie w pracy
- czy pozytywna informacja zwrotna uczestników na temat szkolenia, które prowadzę co miesiąc.
To są codzienne elementy mojego życia, o których mogę za kilka tygodni nie pamiętać, a mniej więcej co tyle zasiadam do listy.
Gdy organizuję sobie czas na listę, mogę otworzyć dziennik i spisywać rzeczy, które według mnie są godne, żeby na niej się znalazły. Moje notatki bardzo ułatwiają mi to zadanie, ponieważ o niczym na pewno nie zapomnę. Chyba że nie wpiszę tego do dziennika – co też mi się zdarza. Łatwiej mi jednak zapamiętać moje osiągnięcia z ostatnich kilku dni i wpisać je do dziennika niż na przykład z kilku tygodni, a co tyle siadam do listy. Dlatego właśnie moja lista jest już tak bogata. Aktualnie ma około 1800 punktów i nie byłoby to tak proste bez dziennika.
Jak zacząć?
Co ważne, i pozytywny dziennik, i lista wzmacniająca, to narzędzia, które bardzo łatwo wdrożyć. Jeśli korzystasz z kalendarza – wystarczy wydzielony jego fragment na taki dziennik i kilka punktów, które codziennie zapiszesz.
Ja taki dziennik prowadzę w zwykłym zeszycie w kratkę, który jest przeznaczony tylko i wyłącznie na ten cel. Tak jest dla mnie wygodniej i łatwiej mi go śledzić. Na górze zapisuję datę i dzień tygodnia, a na marginesie numeruję każdy dzień.
Dziennik wypełniam zazwyczaj wieczorem lub w wolnej chwili. Jeśli przyjdzie mi coś do głowy, a nie mam go przy sobie, zapisuję myśl w notatce na ekranie głównym w telefonie, a później to przepisuję do dziennika.

Zapisuję wszystko, co mnie wspiera danego dnia. Czasem coś przypomnę sobie z przeszłości – też to zapisuję. Zapisuję też rzeczy mniej miłe, z którymi sobie poradziłam i w jaki sposób tego dokonałam. To mi daje poczucie, że nawet jak coś takiego się dzieje, to mam umiejętności, żeby sobie z tym poradzić. W końcu nie jest to dla mnie pierwszy raz! Czasem coś dorysuję lub wkleję naklejkę. Czasami mój syn zadba o estetykę, bo dorwie zeszyt, choć ma przykazane, żeby nie zamazywać liter, bo są dla mnie ważne. Jego też angażuję w pracę nad dziennikiem. Pytam go, co mu się miłego wydarzyło. Oczywiście, zapisuję wtedy jego odpowiedź, jakakolwiek by ona nie była. Staram się mu w ten sposób wdrożyć nawyk dostrzegania pozytywów i doceniania ich w naszym życiu.
Oczywiście, znów powtórzę – dziennik jest tylko dodatkiem i ćwiczeniem dla pracy nad sobą i swoją odpornością. Samo zapisywanie miłych rzeczy jest przyjemnym podsumowaniem dnia i taki skutek daje. Z przyjemnością też wracam do niego, żeby sobie przypomnieć o dobrych rzeczach, które mnie spotkały. U mnie natomiast ta analiza, refleksja również są bardzo ważne i cieszę się, że mogłam Cię do takiej analizy zaprosić. Jestem też ciekawa, co będzie za rok i jak bardzo będę mogła sobie powiedzieć „wow, Aśka, ale wyrosłaś”.
Zapisz się na kurs pozytywnej praktyki
Po tej mojej analizie zachęcam Cię do rozpoczęcia pracy ze swoim własnym pozytywnym dziennikiem. Nie potrzebujesz nic innego tylko notatnik i coś do pisania. Jeżeli natomiast chcesz otrzymać bezpłatne narzędzie, które pomoże Ci na początku w codziennej praktyce i podpowie Ci, na jakie obszary warto zwrócić uwagę, zapisz się na mój mailowy minikurs pozytywnej praktyki. Otrzymasz w nim maile przez kolejne dni, w których skoncentrujemy się na następujących obszarach:
- Wprowadzenie do praktyki – opis jak to działa i czemu ma służyć, dlaczego uważam, że jest tak ważna.
Następnie przejdziemy w kolejnych mailach do praktyki właściwej:
- Zauważanie pozytywów,
- Troska o siebie,
- Docenianie siebie,
- Relacje z innymi,
- Wdzięczność,
- Podsumowanie – podczas którego podsumujemy cały proces.
Dziennik będzie fantastycznym miejscem, w którym będziesz mógł, mogła zapisywać odpowiedzi na swoje pytania. Te dwa narzędzia będą ze sobą fantastycznie współgrały. Link do minikursu znajdziesz poniżej.
Zapis na newsletter może być pożyteczny, bo jednym z celów projektu Od zera do Trenera, którego część stanowi ten podcast, jest stworzenie materiałów szkoleniowych dla rodziców opiekujących się dziećmi lub osób, które mają po prostu mało czasu. Łączę szkolenia rozwojowe z kolorowankami i wierszykami. Dodatkowo, za pośrednictwem newslettera udostępniam próbki moich produktów i dodatkowe informacje zza kulis. Jeśli nie chcesz, żeby to Cię ominęło, zapisz się na listę.
Dodatkowe wskazówki znajdziesz również na moim Facebooku Od zera do Trenera i Instagramie @mamajakotrenerbiznesu. Pomogą Ci one zastanowić się nad dobrymi rzeczami w Twoim życiu. Tymi bardziej i tymi mniej oczywistymi.
Tam również informuję o każdym kolejnym odcinku, o artykułach i dodatkowych informacjach, a ostatnio prowadzę tam cykl pozytywnych czwartków z pytaniami wzmacniającymi, które wspomogą Cię w codziennej pozytywnej praktyce i być może zainspirują do prowadzenia własnego dziennika.
Kontakt
To tyle na dziś, jeżeli to, o czym mówiłam, było dla Ciebie pomocne lub spodobało Ci się, zasubskrybuj ten kanał. Podcast jest dostępny na YouTubie oraz w większości popularnych aplikacji podcastowych.
Zapraszam Cię też na stronę odzeradotrenera.pl/odcinek029, gdzie znajdziesz wygodną formę do czytania oraz odnośniki do dodatkowych treści lub źródeł.
Ten podcast specjalnie dla Ciebie prowadziłam ja, znaczy się Joanna Pietrzak, dziękuję Ci bardzo za wysłuchanie go i do następnego! Pa!
Media Społecznościowe
Facebook: http://bit.ly/3mDaWlo
Instagram: https://bit.ly/3p8gXrV
YouTube: https://bit.ly/35kjqLp
Tego podcastu możesz posłuchać:
Empik Go: https://bit.ly/3h75GHH
Spreaker: https://bit.ly/3atOHvU
Stitcher: https://bit.ly/3h53373
Spotify: https://spoti.fi/37zyD9X
Youtube: https://bit.ly/3p0LFTY
Podcast Addict: https://bit.ly/2PY0kn2
Podchaser: https://bit.ly/3f2Wt0i
Treści dostępne na blogu i w podcaście są prezentacją opinii, poglądów, wiedzy oraz doświadczenia autorki, ale nie stanowią formy indywidualnego poradnictwa. Przed podjęciem decyzji w istotnej dla siebie sprawie, zawsze zasięgaj indywidualnej porady specjalisty.
Zostaw Komentarz