„Najpierw obowiązki, później zabawa!” to jedno z powiedzeń dorosłych, które wryło mi się w pamięć zaraz obok „dzieci i ryby głosu nie mają”.
Z definicji słownikowej możemy wyczytać, że zabawa jest rozrywką lub niepoważnym zajęciem. Mnie jednak jest bliższa zupełnie inna jej definicja, związana z ciężką pracą i nauką.
Dlaczego tak sądzę? Dowiesz się z tego odcinka podcastu Mama jako trener biznesu, w którym opowiem:
- W jaki sposób oficjalnie definiuje się słowo „zabawa”.
- Czym się różni dorosłe od dziecięcego postrzegania zabawy.
- W co i dlaczego bawią się dzieci.
- Jakie informacje daje obserwacja dziecka podczas zabawy.
- Czym jest terapia przez zabawę.
- Dlaczego pudełko zasłużenie wygrywa z prezentem.
Zapraszam do wysłuchania!
Poprzedni odcinek poświęciłam w całości tematowi asertywności oraz rozpoznawaniu i wyznaczaniu granic. Zachęcam Cię do wysłuchania, gdy już skończysz z tym odcinkiem 🙂
Odcinek 6 wersja do czytania
Halo, halo, dzień dobry, nazywam się Joanna Pietrzak i witam Cię w szóstym odcinku podcastu Mama jako trener biznesu, w którym opowiadam o łączeniu roli matki z zawodem trenera. Znajdziesz tutaj informacje, w jaki sposób można pogodzić dwa tak wymagające zajęcia (a przynajmniej jak ja to robię).
Pokażę Ci również, jak wiedza trenerska przydaje mi się w macierzyństwie i dlaczego to macierzyństwo mnie rozwija jako trenera.
W poprzednim, piątym odcinku podcastu mówiłam dużo o asertywności – czym jest, na czym polega i jakie kroki warto zrobić na samym początku pracy w tym kierunku, żeby ją rozwijać. Dowiesz się z niego, czym są granice, jak je poznać i w jaki sposób można sobie poradzić z szantażem emocjonalnym skierowanym do Ciebie. Jeśli więc jeszcze nie zapoznałaś, nie zapoznałeś się z poprzednim odcinkiem, zapraszam Cię do jego nadrobienia.
Czy zabawa to tylko rozrywka?
Dzisiaj natomiast chciałam poruszyć temat, który na pierwszy rzut oka wydaje się związany wyłącznie z dziećmi, a jest nim zabawa. I to zabawa w ujęciu wielowymiarowym. My – dorośli – zwykle traktujemy zabawę jako formę rozrywki i odpoczynku, które głównie są skierowane do dzieci.
Kto z nas nie słyszał jako dziecko słów „najpierw obowiązki, najpierw lekcje, a później zabawa”. Wielu z nas dokładnie te same słowa powtarza swoim dzieciom. Sądzę, że wynika to z niepokojącej (według mnie) tendencji traktowania zabawy jako czegoś niepoważnego, więc nieważnego, a przynajmniej mniej ważnego niż inne aspekty życia.
Zabawa źródłem wstydu i społecznego potępienia
Ponieważ mój syn jest dzieckiem żłobkowym, bardzo często miałam okazję obserwować rodziców innych małych dzieci, którzy patrzyli na nas ze zmarszczonymi minami, gdy wygłupialiśmy się podczas ubierania. Nie tylko ja miałam takie wrażenie, że tego typu zachowanie jest dość negatywnie osądzane przez pozostałych rodziców.
Zaznaczam od razu, że nie przeszkadzaliśmy nikomu, bo zawsze pilnowałam, żeby na nikogo nie wpaść, nie tarasować przejścia, nikogo nie zaczepiać, nie gasić światła, czyli nie stosować zabaw, które mogą przeszkadzać otoczeniu. OK, przyznaję się bez bicia – zdarzało mi się podśpiewywać, co mogło powodować dyskomfort u innych osób, ale (podkreślam) byłam otoczona rodzicami małych dzieci w okolicach drugiego roku życia. Ci rodzice zapewne też nie są śpiewakami operowymi, a chyba śpiewają swoim dzieciom, prawda? Przypuszczam więc, że nie jest to dla nich jakieś specjalnie dziwne zachowanie.
Z drugiej strony, staram się nie oceniać. Każdy ma prawo być zmęczony, spieszyć się, nie mieć nastroju czy nie przepadać za publicznymi wygłupami – szanuję to. Zresztą, ja widzę tylko wyrwany kawałek ich rzeczywistości i nie wiem, z czego wynika takie zachowanie, że biorą dziecko pod pachę i po prostu wychodzą do samochodu. Problem pojawia (według mnie) się wtedy, kiedy ktoś zwraca uwagę, że to mi nie wypada się tak zachowywać, bo to przecież niepoważne. Rozumiesz, matce nie wypada bawić się publicznie z własnym dzieckiem i jeszcze co gorsza – czerpać z tego radość.
Zabawa słowami
Z wykształcenia jestem filologiem języka obcego, na studiach miałam przedmioty związane ze słowotwórstwem i ogólnie językoznawstwem, od zawsze pociągały mnie słowa, więc chętnie rozmyślam nad ich znaczeniem i nad kontekstami ich używania. Ostatnio moje językoznawcze przemyślenia dotyczą właśnie słowa „zabawa”. Z moich obserwacji, o których przed chwilą też trochę powiedziałam, i z mojej analizy tych obserwacji wynika, że rola zabawy w życiu dziecka jest przez nas – dorosłych – często niedoceniana. Nie wspominam już o tym, że przytłoczeni obowiązkami i trudami życia, często zapominamy, jak ważna jest zabawa dla nas – dorosłych.
Nawet definicja słowa „zabawa” wzięta ze słownika języka polskiego głosi, że zabawa to:
1. «wszelkie czynności, które bawią i pozwalają przyjemnie spędzić czas»
2. «spotkanie towarzyskie, na którym się tańczy»
3. «nieodpowiedzialne zachowanie lub amatorskie działania»
Źródło: https://sjp.pwn.pl/sjp/zabawa;2541685.html
A ja chętnie dodałabym jeszcze jeden punkt – jest to ciężka praca i forma nauki dla dzieci. I teraz zastanawiam się, jak wiele osób się ze mną nie zgodzi, ponieważ słysząc „zabawa” ma w głowie te definicje słownikowe, które zostały nam wpojone, gdy byliśmy dziećmi i które przejęliśmy jako dorośli.
Na szczęście, to słownikowe podejście coraz częściej się zmienia i miałam okazję poznać wielu rodziców, dla których posiadanie dziecka i zabawa z nim, nawet publiczna, jest przyjemnością i miłą formą spędzenia czasu.
Co robią dzieci?
Bo zastanówmy się teraz, jeśli dzieci są zostawione same sobie, co robią? W co się bawią?
Często naśladują dorosłych – uczą się w ten sposób pewnych umiejętności i zachowań społecznych. Świetnym przykładem jest opiekowanie się zabawkami – dzieciaki w ten sposób nabywają podstawy umiejętności i wiedzy na temat opieki nad małym dzieckiem. Uczą się, że małe dziecko należy je karmić, przebierać, kąpać, przytulać i bawić się z nim.
To samo dotyczy zabawy w dom, która uczy wzajemnych relacji w rodzinie. Z drugiej strony, po obserwacji takiej zabawy świetnie widać, co się dzieje u dziecka w domu i jakie wzorce ono posiada. Przykładowo, dla mnie znakiem moich dobrych relacji z synem było, gdy w wieku półtora roku brał swoje misie na ręce, przytulał je i głaskał.
Inne znajome mi dziecko, w wieku przedszkolnym, rzuca się bliskim na szyję i wykrzykuje „kocham Cię!”, a później ucieka ze śmiechem, co też jest formą zabawy. Dla mnie to jest świetny sygnał, że w tamtej rodzinie ktoś dokładnie tak z tym dzieckiem się bawi. Czyli jedno z tych poważnych rodziców, mama albo tata, podbiega do tego dziecka, ściska je mocno, mocno, mocno, mówi „kocham Cię” i ucieka. Najprawdopodobniej na tym polega ich wewnętrzna zabawa w budowanie relacji.
W co jeszcze bawią się dzieci?
Budują wieżę z klocków, dzięki czemu poznają wpływ grawitacji na otoczenie. Ewentualnie, jeśli są to klocki konstrukcyjne, uczą się wykonywania skomplikowanych i precyzyjnych czynności dłońmi i palcami – rozwijając w ten sposób tzw. motorykę małą, czyli sprawność i chwytność dłoni.
Ile razy ja się podczas zabawy klockami nagadałam, żeby dziecka nie wyręczać w takich czynnościach, ponieważ tutaj nie chodzi o efekt, tylko właśnie o proces składania klocków i samodzielne próby. My już umiemy układać klocki, pozwólmy więc dziecku, żeby też się nauczyło i nie dziwmy się, że zamiast okrzyków wdzięczności i zachwytów nad naszą perfekcyjną, wysoką, równą i monumentalną wieżą z klocków słyszymy tylko płacz czy okrzyk niezadowolenia.
Dzieje się tak, ponieważ dziecko wtedy czuje coś podobnego, jak byśmy my się poczuli, gdyby ktoś poinformował naszych znajomych o czymś dla nas ważnym, co chcieliśmy im sami powiedzieć i zobaczyć ich pierwszą reakcję, albo gdyby ktoś opowiedział nam zakończenie książki, którą chcieliśmy przeczytać albo – uwaga, dla niektórych tutaj będzie dość mocny fragment – jakby ktoś zdarł folię z ekranu nowego telefonu. Niby efekt jest ten sam, ponieważ w obu przypadkach – znajomi się dowiedzieli o tym, co chcieliśmy im powiedzieć, znamy zakończenie książki, a na ekranie nie ma folii. Różnica polega na tym, że to MY chcieliśmy to zrobić, a nie tylko zobaczyć efekt.
Rozumiesz podobieństwo? Jeżeli ta analogia jest dla Ciebie niewidoczna, może to wynikać z tego, o czym mówiłam na początku – wkładamy zabawę do kategorii „nieważne” i tym samym umniejszamy jej znaczenie. A dzieci mają w większości te same problemy co my. Tylko inaczej. Tutaj chciałam powiedzieć, że ich problemy są w mniejszej skali, ale to znowu byłoby umniejszenie, bo ta skala wydaje się mniejsza, ale tylko z naszej perspektywy.
Problemy dzieci są dla nich tak samo duże jak dla nas duże są nasze problemy. To kwestia perspektywy, że my dziecięce problemy postrzegamy jako mniejsze. Mogę Ci to porównać do tego, jak dziecko musi zadzierać głowę, żeby spojrzeć, co jest na blacie w kuchni, a my musimy spojrzeć w dół. Dla dziecka blat jest wysoko, dla nas raczej nisko. Jak mówiłam – kwestia perspektywy.
Zabawa w cel i efekt
Wracając jednak do zabawy. Duża część z nas jest nauczona, że liczy się cel i efekt. Wszystko inne nie ma znaczenia. Widzę to doskonale na szkoleniach i kursach, w których uczestniczę albo które prowadzę. Mamy tendencję do koncentracji na samym celu, zapominając o procesie, który do niego prowadzi. Innymi słowy, dajemy sobie prawo do zadowolenia i dumy z siebie dopiero w momencie, gdy ten cel osiągniemy. Zdarza nam się nie doceniać roli małych kroków i niewielkich sukcesów, bo przecież żeby coś nazwać sukcesem, to musi być spektakularne, prawda?
No nie. Nie musi.
I uwierz mi, że ja wiem, co mówię, bo jestem perfekcjonistką z przerośniętą ambicją, dla której sukces zawsze był zero-jedynkowy. Albo jest perfekcyjnie, albo beznadziejnie. I cały czas uczę się, że to tak nie działa, a cała przyjemność, a przynajmniej większość tej przyjemności, nie składa się wyłącznie z realizacji celu, ale też z całego procesu osiągania tego celu i z każdego kroku, który do niego prowadzi. Już staram się nie traktować tego celu, czyli tej wisienki na torcie, jako jedyną przyjemność i jedyną satysfakcję, ale staram się cieszyć każdym kawałkiem i akceptuję, że do wisienki mogę nawet nigdy nie dotrzeć.
Z takiego nastawienia wynika też szkoła dla wyznaczania celów bardzo wysoko, które wydają się wręcz poza naszym zasięgiem. Wynika to z koncentracji właśnie na procesie ich osiągania oraz na umiejętnym wyznaczaniu punktów, które do niego prowadzą. Te punkty są często nazywane krokami milowymi. Jeśli jesteście rodzicami, zapewne kojarzycie pojęcie kroków milowych z opracowań na temat rozwoju dzieci. Takimi krokami milowymi mogą być na przykład umiejętność koncentracji wzroku na jednym punkcie, przewracanie się na bok, odkrycie łańcucha przyczynowo-skutkowego, że jak potrząsnę grzechotką, to grzechocze.
I teraz powiedzcie mi – czy jeżeli Wy obrócicie się z pleców bok, to jest dla Was sukces? Zakładając, że jesteście całkowicie zdrowi i nie macie problemów z poruszaniem się. Przypuszczalnie robicie to tyle razy, że nawet się nie zastanawiacie. A dla niemowlaka jest to ogromne wyzwanie i kolosalny sukces rozwojowy. Ponownie – kwestia perspektywy.
I wcale nie odeszłam od tematu, a przynajmniej się do tego nie przyznaję, bo to co właśnie powiedziałam o wyznaczaniu celów świetnie porównuje podejście nasze i podejście naszych dzieci do zabawy. My, w większości, jesteśmy skupieni na celach i to takich, na które patrzymy z naszej perspektywy, dzieci zaś bardziej skoncentrowane są na procesie. Budowanie z klocków jest świetnym przykładem, bo wielokrotnie widziałam, jak mój syn próbuje poskładać ze sobą klocki, koncentrując się maksymalnie na tym zadaniu, po czym ktoś z dorosłych nie wytrzymywał i z oczywiście w dobrej wierze, zabierał mu te klocki i składał w ułamku sekundy. To jak dostać w prezencie już ułożone i oprawione w ramkę puzzle.
Czy każda zabawa musi mieć określone zasady?
Inna sprawa, która też ma związek z widzeniem efektu i dążeniem do celu. Widzę również po sobie, jak często próbujemy dzieciom wpoić nasze – dorosłe definicje zabawy. Czyli zabawa powinna mieć swój porządek, określone zasady oraz cel, który jej przyświeca. Jako przykład mogę podać niektóre zabawy kreatywne dla dzieci. Zbliża się jesień, więc niech to będzie wyklejanie bibułą jarzębiny. Zasady są takie, że dziecko dostaje wzór gałązki na kartce, czerwoną bibułę, którą ma wydzierać i uformować w kulki, a następnie przyklejać tak, żeby powstała gałązka jarzębiny. Sukces jest wtedy, kiedy dziecko wykona wszystko zgodnie z założeniami
I OK, nie mam nic przeciwko tej zabawie, tylko powiedzcie mi: czy za równie wielki sukces uznamy wyklejenie bibułą samego kształtu gałązki, czyli zamiast czerwonych kuleczek to dziecko przyklei bibułę wzdłuż gałązki, albo wyklejenie bibułą ramkę dookoła kartki? Dziecko wykonało dokładnie te same czynności – poodrywało kawałki bibuły, uformowało w kuleczki i przykleiło do kartki. Tylko że zrobiło to niezgodnie z naszym, dorosłym, założeniem, ale zgodnie z własną wizją tej zabawy. No właśnie. I teraz zastanówcie się przez chwilę – to dobrze czy źle?
Ja Wam raczej nie odpowiem jednoznacznie na to pytanie, bo tu już wchodzimy w złożone kwestie światopoglądowe i systemowe – co my chcemy, czego od nas się wymaga i ile swobody posiadamy w naszych wyborach, na przykład w kwestii interpretacji poleceń nauczyciela, na ile mamy być posłuszni, na ile mamy być kreatywni i tak dalej, także tutaj nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Mam na ten temat pewną opinię, ale zostawię to na razie jako niedomówienie do przemyślenia.
O postrzeganiu zabawy przez dzieci i dorosłych pisałam więcej w tym artykule:
Czy pudło i butelka mogą nieść wartość edukacyjną?
Nasza, dorosła, wizja zabawy nie dotyczy jedynie wyklejania bibułą jarzębiny, ale ogranicza nas też z tego względu, że jeśli nie uznamy zabawę za edukacyjną, to możemy stwierdzić, że nie niesie ona za sobą większej wartości, a to nieprawda.
Równie dużą wartość edukacyjną niesie za sobą zabawa pustą plastikową butelką, którą dziecko tłucze o meble jak i zabawa nowoczesną grzechotką o ergonomicznym kształcie z wypustkami stymulującymi receptory czuciowe na dłoniach. Nawet nie wiem czy butelka nie wygra w tym zestawieniu z grzechotką. Mimo to, częściej się widuje dzieci z tymi grzechotkami niż pustymi butelkami, a dzieje się tak, ponieważ to my – dorośli – nadajemy przedmiotom wartość i klasyfikujemy je zgodnie z naszymi – dorosłymi – zasadami. Z naszego punktu widzenia, pusta butelka nadaje się wyłącznie do wyrzucenia, w ostateczności do stworzenia z niej jakiegoś użytecznego przedmiotu. Czyli ponownie – nadajemy jej sens i uzyskujemy efekt, tak jakby zwykła butelka nie była zabawką doskonałą.
Z naszego punktu widzenia, większą wartość edukacyjną ma zabawka edukacyjna, która jest tak nazwana, niż pusta, plastikowa butelka. To dlatego często się słyszy zdziwienie, że dziecko dostało wspaniałą zabawkę na urodziny, ale zamiast się nią bawić, dorwało się do pudełka i papieru pakowego. No cóż… Ze wspaniałej zabawki raczej wiele nie da już zrobić, nie pozostawiono nam wielkiego manewru.
A pudełko może być samochodem wyścigowym, wózkiem dla lalki, rakietą kosmiczną, willą nad morzem, bazą na księżycu albo po prostu pudełkiem. Nie ogranicza nas jego kształt, kolor czy z góry ustalone zastosowanie i instrukcja użytkowania. Mówiąc sztampowo – w przypadku pudełka ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia. W przypadku zabawki edukacyjnej ogranicza nas wyobrażenie producenta, a i to nie zawsze, bo często widzę, że moje dziecko stosuje zabawki zupełnie inaczej, niż przewidział to producent.
Dziecięca interpretacja rzeczywistości nie przestaje mnie zadziwiać i inspirować. Więcej o postrzeganiu świata przez dzieci przeczytasz w tym artykule:
Terapia w formie zabawy
Kolejną rzeczą, którą chciałam poruszyć odnośnie zabawy, jest to, że dla dzieci ma ona znaczenie terapeutyczne. Często w formie zabawy dziecko radzi sobie z niekomfortowymi sytuacjami lub odreagowuje w ten sposób pewne wydarzenia. Przykładem może być zaproszenie nas przez dziecko do zabawy, w której to dziecko jest rodzicem lub nauczycielem, a to my pełnimy rolę dziecka.
Jeśli jesteśmy wystarczająco uważnymi obserwatorami, z takiej zabawy możemy również wyciągnąć wiele przydatnych informacji o naszym dziecku i o nas samych. Na przykład, w jaki sposób ono nas postrzega, jak widzi nasze zachowanie i w jaki sposób na nie reaguje – pozytywnie czy raczej negatywnie. Na tej samej podstawie możemy wyciągnąć wnioski na temat tego, jak nasze dziecko czuje się w szkole czy przedszkolu.
Jeśli bawimy się z dzieckiem w szkołę, a ono nam mówi, że jesteśmy głupi, bo nie rozumiemy zadania, jest duża szansa, że pokazuje nam na swój sposób zachowanie nauczyciela. To nie znaczy, że nauczyciel dziecku powiedział, że jest głupie. Możliwe jednak, że dziecko tak się przez niego poczuło, ale nie jest w stanie nam tego przekazać w inny sposób niż wprost. Warto więc w pierwszej reakcji nie denerwować się na dziecko o nazwanie nas głupimi, tylko poruszyć ten temat i dowiedzieć się, skąd w ogóle to się wzięło.
Poza tym, jest to dla nas wspaniała okazja, żeby pokazać dziecku, jak w takiej sytuacji można zareagować. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak doskonałymi obserwatorami i analizatorami są nasze dzieci, szczególnie, jeśli chodzi o nasze, rodziców, zachowanie. Nie ma lepszego sposobu na nauczenie dziecka zachowań społecznych niż poprzez odpowiednie reakcje podczas zabawy.
Dla mnie zaskoczeniem było, gdy przeczytałam w pewnych badaniach psychologicznych, że podobnym sygnałem może być dla nas bardzo silna potrzeba dziecka, żeby wygrać z nami w jakąś grę. Z dalszych obserwacji i rozmowy z dzieckiem możemy wywnioskować czy jest to kwestia bardzo silnej rywalizacji w grupie rówieśników czy może potrzeba podbudowania swojej pewności siebie po paśmie porażek, a może sygnał, że my – rodzice – jesteśmy zbyt autorytarni i dziecko potrzebuje wyrównania szans, albo po prostu potrzebuje zapewnienia, że jest dla nas ważne i jesteśmy w niego dumni niezależnie od wszystkiego. Powodów może być mnóstwo i tu już jest nasza, rodziców, rola, żeby do nich dojść. Dlatego też zabawa z dzieckiem jest dla nas bezcennym źródłem informacji.
Budowanie relacji poprzez zabawę
Nie zapomnijmy również, że zabawa to również jest zabawa, czyli służy również rozrywce i jest cudowną okazją do budowania bliskiej relacji z naszym dzieckiem. Nie od dzisiaj wiadomo, że dotyk jest jednym z elementów budowania takiej relacji. To dlatego jeszcze kilkanaście lat temu na szkoleniach mówiło się, żeby jako pochwałę poklepać pracownika po ramieniu albo po plecach. To dlatego też niektórzy wyskakują od razu z buziakami w policzek na dzień dobry, ponieważ wychodzą z założenia, że to zbliża do siebie ludzi i buduje lepsze relacje od samego początku, bo burzy mury i dystans początkowy.
Zawsze mnie drażniło, gdy przyjeżdżał ktoś z wyższego kierownictwa, zwykle starszy stażem i wiekiem, szkolony zgodnie ze „starą szkołą” i podczas rozmowy kładł mi rękę na ramieniu i patrzył głęboko w oczy, ale takie techniki kiedyś stosowano. Na szczęście, aktualne techniki są dużo bardziej subtelne i mniej ingerujące w strefę prywatną.
Jednak w przypadku naszych dzieci nie musimy się na taką subtelność silić. Szczególnie, jeśli mamy małe dzieci, tak jak mój ma akurat dwa lata, ponieważ i my, i nasze dzieci, potrzebujemy wzajemnej bliskości. Wiadomo, niektórzy są bardziej wylewni, inni mniej. Jedni mają większą potrzebę bliskości, inni mniejszą. Jednak zabawa jest świetnym rozwiązaniem dla obu tych grup i rewelacyjną szansą dla tych mniej wylewnych na nawiązanie bliskiego kontaktu. W końcu w zabawie w zapasy czy podczas jazdy na barana jest mnóstwo bliskości, ale bez wymogu otwartego zaangażowania emocjonalnego jak na przykład w sytuacji przytulenia i patrzenia sobie nawzajem w oczy.
No dobrze, podsumujmy teraz to, co powiedziałam.
- Zabawa jest nauką poprzez naśladownictwo, jak w przypadku zabawy w dom, opiekę nad zabawkami czy przez naśladowanie zawodów i osób, które te zawody wykonują.
- Zachowania dziecka podczas zabawy sygnalizują nam, jak ono odbiera otoczenie, w tym nas.
- Zabawa pomaga dzieciom w nabywaniu umiejętności i rozwijaniu sprawności, na przykład poprawia motorykę małą czyli sprawność dłoni.
- Dzieci postrzegają zabawę jako proces przyjemny sam w sobie. Wbrew temu, co oczekujemy my – zabawa nie musi mieć konkretnego celu, ani zakończyć się określonym efektem.
- Cele dzieci, które osiągają dzięki zabawie, jak nauka umiejętności siadania, chodzenia itd. są ogromnymi sukcesami, mimo że z naszej perspektywy wydają się oczywistością.
- Wyręczanie dziecka podczas zabawy, żeby przyspieszyć efekt, zwykle nie pomaga w zabawie, mimo naszej dobrej woli.
- Dobra zabawa nie musi mieć sensu, zasad, ani ustalonych ram czy schematu. Zwykle to wychodzi po prostu w trakcie i często się zmienia i ewoluuje.
- Pudło wygrywa z zabawkami, pogódźmy się z tym.
- Zabawa jest świetnym sposobem na odreagowanie nieprzyjemnych sytuacji i sygnalizowanie ich rodzicom w komfortowy sposób.
- Poprzez zabawę możemy dziecku pokazywać możliwości zachowania w różnych sytuacjach oraz przy okazji je przećwiczyć, również w formie zabawy.
- Zabawa daje nam informację o tym, jak dziecko czuje się w swoim otoczeniu i jak jest traktowane przez innych ludzi, dzięki czemu możemy szybciej i lepiej zareagować na niepokojące sygnały.
- Nie ma lepszego sposobu na budowanie relacji i na poprawienie humoru jednocześnie, szczególnie że pewne formy zabawy dają możliwość uniknięcia dyskomfortu u osób mniej wylewnych.
Ok, to chyba tyle na dzisiaj. Wydaje mi się, że dotknęłam większości aspektów, które chciałam poruszyć, jeśli chodzi o zabawę, więc jeżeli to, co powiedziałam, było dla Ciebie pomocne, zapraszam Cię na stronę odzeradotrenera.pl/odcinek006, gdzie znajdziesz wygodną formę do czytania oraz odnośniki do moich artykułów, z których możesz dowiedzieć się ciekawych informacji o nauczaniu dorosłych, o zabawie, o moich doświadczeniach trenerskich i przede wszystkim, co zawsze podkreślam: o ważnej roli miśków mojego syna w procesie przygotowywania się do szkoleń.
Przy okazji – zachęcam Cię do zapisania się na mój newsletter, ponieważ na końcu drogi zapisu, możesz pobrać ciekawy plik, który nazywa się Wierszowanki o biznesie do kolorowania. Jest to próbka króciutkich wierszyków z obrazkami do kolorowania, również dla Twojego dziecka. Jeśli jeszcze się nie zapisałaś, zachęcam Cię, ponieważ planuję tworzyć podobne materiały w przyszłości, więc jeśli nie chcesz, żeby Cię ominęły, zapisz się na newsletter. Możesz to zrobić na stronie głównej, ewentualnie przy wyjściu z jakiejkolwiek zakładki na stronie odzeradotrenera.pl.
Jeśli masz jakieś uwagi lub chcesz podzielić się ze mną swoją opinią, zapraszam Cię do komentowania na stronie lub jeśli wolisz, na fan page’u Od zera do Trenera, do którego odnośnik znajdziesz na stronie odzeradotrenera.pl.
Możesz też napisać do mnie maila. Lubię maile 🙂
Oczywiście, jeżeli masz taką ochotę, zasubskrybuj ten kanał, żeby dowiedzieć się o kolejnych odcinkach, będę Ci za to bardzo wdzięczna.
Ten podcast specjalnie dla Ciebie prowadziłam ja, znaczy się Joanna Pietrzak, dziękuję Ci bardzo za wysłuchanie go i do następnego! Pa!
Treści dostępne na blogu i w podcaście są prezentacją opinii, poglądów, wiedzy oraz doświadczenia autorki, ale nie stanowią formy indywidualnego poradnictwa. Przed podjęciem decyzji w istotnej dla siebie sprawie, zawsze zasięgaj indywidualnej porady specjalisty.
Zostaw Komentarz