fbpx

Odcinek 05: Czym jest asertywność?

with Brak komentarzy

Miałam tego tematu nie ruszać, ale że kiepsko u mnie z asertywnością wobec samej siebie, dzisiejszy odcinek w całości poświęcam dokładnie temu tematowi. Dlaczego tak? Ponieważ sądzę, że nasze życie byłoby dużo prostsze, jeśli większość z nas opanowałaby asertywny sposób komunikacji, gdyż, wbrew pozorom, opiera się on na wzajemnym szacunku obu stron.

Zresztą, jestem gorącą zwolenniczką jasnej komunikacji i mówienia rzeczy wprost, zamiast owijania w bawełnę i kluczenia dookoła, ale o tym będzie innym razem.

Dzisiaj chcę skoncentrować się na następujący kwestiach

  • Czym jest asertywność i co ma wspólnego z bańkami?
  • Co należy wziąć pod uwagę w asertywnej rozmowie?
  • Co sprawia, że asertywność różni się od egoizmu?
  • Jak unikać manipulacji innych i szantażu emocjonalnego?

Zapraszam do wysłuchania.


W poprzednim odcinku tłumaczyłam, dlaczego asertywność oraz kontrola emocji i zarządzanie stresem są ważne dla prawidłowego funkcjonowania naszego umysłu.


Odcinek 5 wersja do czytania

Halo, halo, dzień dobry, nazywam się Joanna Pietrzak i witam Cię w piątym odcinku podcastu Mama jako trener biznesu, w którym opowiadam o łączeniu roli matki z zawodem trenera. Znajdziesz tutaj informacje, w jaki sposób można pogodzić dwa tak wymagające zajęcia (a przynajmniej jak ja to robię).

Pokażę Ci również, jak wiedza trenerska przydaje mi się w macierzyństwie i dlaczego to macierzyństwo mnie rozwija jako trenera.

W poprzednim (czwartym) odcinku dotknęłam tematu budowania mechanizmów obronnych dla psychiki, a konkretniej – kontroli i rozumienia emocji. W przypadku dzieci, rolę nauczycieli w tym zakresie pełnią rodzice. W przypadku ludzi dorosłych, najczęściej są to trenerzy, coachowie i terapeuci. Jeśli zatem interesuje Cię ten temat, zachęcam Cię do wysłuchania poprzedniego odcinka.

Konsekwencja przede wszystkim!

Długo się wahałam, o czym dzisiaj mówić, ponieważ mam zapisanych mnóstwo pomysłów, a mój czas jest mocno ograniczony. Z drugiej strony, w takie upały zasypiam, a moja koncentracja jest na poziomie ameby i bardzo ciężko jest mi zebrać myśli. Upraszam zatem o wybaczenie, gdybym rwała wątki, bo mój umysł zapadł w letnią hibernację, a gdy się już budzi, to chodzi na skróty. Dlatego, zgodnie z tą logiką, dzisiaj ruszę temat, o którym już wspominałam, a którego miałam bardziej nie rozwijać, bo to jest straszna kobyła, o której mogłabym mówić do jutra, a pewnie i tak nie wyczerpałabym tematu.

Nie zapominajmy o higienie umysłu

Do rzeczy. Wspominałam w poprzednim odcinku już o mechanizmach obronnych w postaci kontroli emocji, ale mówiłam również, że dla higieny naszego umysłu, ważna jest asertywność. I to nie taka, która bazuje na wyuczonych formułkach, deklamowanych przez zaciśnięte zęby, gdy głowa nam paruje od złości.

Istota asertywności niestety, bazuje na naszej pewności siebie, poczuciu własnej wartości oraz jasno określonych własnych granicach. Jeśli sami nie wiemy, czego chcemy – ciężko jest nam przekazać nasze oczekiwania innym. Nie chcę jednak tutaj wchodzić zbyt szczegółowo w zaburzenia komunikacji, bo to temat na zupełnie inny odcinek.

Wracając do asertywności, najgorsze jest to, że ta pewność siebie i określenie własnych granic, to nie jest jeszcze koniec, ponieważ oprócz akceptacji samego czy samej siebie, asertywność zakłada również empatię i akceptację wobec drugiej strony. Bo że druga strona tutaj musi wystąpić, to jest chyba jasne: asertywność ma szansę się ukazać dopiero wtedy, gdy występuje w komunikacji, ponieważ jest jej elementem.

I to nie zawsze jest to komunikacja międzyludzka, bo przyznajmy się oficjalnie – jak duży jest odsetek ludzi, którzy skutecznie odmawiają podzielenia się obiadem ze swoim psem czy kotem żebrzącym pod stołem. Ja poległam wielokrotnie na tej linii i mój pies zawsze dostawał najlepsze kawałki z mojego talerza. Zapewne narażam się w tej chwili wielbicielom psów, bo ludzkie jedzenie nie jest najzdrowsze dla czworonogów, ale co ja poradzę na to, że mój pies patrzył na mnie z takim wyrzutem i cierpieniem w oczach, które mógł ukoić tylko wielki kawał mielonego. Zresztą, odpokutowałam, bo w podstawówce dużą część mojego kieszonkowego poświęcałam na psie przysmaki ze sklepu dla zwierząt, a psisko dożyło 17 lat, więc wielkiej krzywdy chyba mu nie zrobiłam.

Emocje i uczucia nie pomagają w byciu asertywnym

Wracam do sedna. Przykład z psami czy kotami jest świetny w swojej prostocie, ponieważ dobrze ukazuje nam, że często mamy problem z asertywnością tam, gdzie wchodzą nasze emocje i uczucia. Zdecydowanie ciężej jest nam odmawiać osobom bliskim, z którymi dbamy o dobre relacje. Przykładowo, wyobraźmy sobie sytuację, w której czekamy na pociąg i podchodzi do nas całkiem obca osoba, która prosi nas o pożyczenie telefonu, bo jej się nudzi i chce zagrać w jakąś grę. Nie sądzę, żeby ktokolwiek z Was się zgodził, szczególnie, że nie mamy do takiej osoby zaufania. Dużo ciężej byłoby w takiej samej sytuacji odmówić własnemu dziecku, mimo że możemy nie chcieć, żeby bawiło się naszym telefonem.

I w tym ostatnim zdaniu kryje się cała esencja asertywności. Jest to umiejętność odmawiania w momencie, kiedy nie mamy na coś wewnętrznej zgody. Powiedziałam to bardzo ogólnie, więc postaram się maksymalnie rozwinąć ten temat. Wewnętrzna zgoda jest w dużej mierze zależna od naszych granic. Każdy ma jakieś granice, które wynikają z wielu rzeczy. Mogą to być nasze cechy charakteru, mogą wynikać z naszych potrzeb, uwarunkowań kulturowych, z naszych przekonań, które nam wpojono i które przyjęliśmy, jak również z naszych doświadczeń życiowych.

Granice jako bańki

Taką najbardziej obrazową granicą jest akceptowalny dystans między nami a innymi ludźmi. Możemy to sobie wyobrazić tak, że każdy z nas jest otoczony bańką. To jest ta nasza granica. U niektórych te bańki będą bardzo duże, u innych będą praktycznie niewidoczne. Przykładowo, z zasady (choć, oczywiście, są wyjątki), osoby ekstrawertyczne mogą dążyć do zmniejszenia tego dystansu, ponieważ ich granice terytorialne są mniejsze, natomiast u introwertyków może się zdarzyć, że nawet uściśnięcie dłoni na przywitanie budzi w nich dyskomfort.

I takich baniek, czyli takich granic posiadamy bardzo wiele. Możemy je poznać po tym, że w momencie ich przekraczania czujemy dyskomfort. Od razu zaznaczam, że ten dyskomfort, który różnie może się objawiać, nie zawsze jest czymś bardzo złym. On jest tylko sygnałem, że nasza granica jest właśnie przekraczana i dobrze jest go traktować w ten sposób – jako sygnał. W tym momencie wchodzi nasza rola, ponieważ mamy zadanie, żeby ten sygnał prawidłowo rozpoznać, czyli zapalić sobie w głowie czerwoną lampkę „oho, moja granica jest w tej chwili przekraczana” i zadać sobie wtedy pytanie „co ja chcę z tym zrobić?”, ponieważ nie zawsze musimy chcieć bronić tej granicy.

Przekraczalne i nieprzekraczalne granice

Dość obrazowym przykładem może być skok ze spadochronem. Przypuszczam, że dla dużej części z nas skok ze spadochronem mógłby być sytuacją budzącą dyskomfort. Może on się ukazać poprzez strach, zawroty głowy albo w jakiś inny sposób, na przykład mdłości. Mimo to, wiele osób nadal chciałoby skoczyć ze spadochronem, więc decydują się świadomie na przekroczenie granicy w imię tego, że zdobywają nowe doświadczenie. Możemy więc powiedzieć, że mają wewnętrzną zgodę na przekroczenie tej granicy. Dzięki temu, w pewnym momencie ten dyskomfort zniknie. W przypadku lotu ze spadochronem będzie to moment lądowania, gdy buzuje adrenalina i bardzie wiele osób reaguje, że to była jedna z najwspanialszych rzeczy w ich życiu. Wtedy ten dyskomfort znika.

Problem pojawia się wtedy, gdy pozwalamy na przekroczenie naszej granicy bez tej wewnętrznej zgody. Powiem tutaj o swoich doświadczeniach jako matki, jakżeby inaczej, ponieważ to chyba właśnie w macierzyństwie odczułam najwięcej i najczęściej prób przekraczania moich granic przez innych ludzi. Przykładem może być stereotypowa sytuacja, w której pod wpływem innych osób, dla świętego spokoju zakładałam dziecku czapeczkę, mimo że wiedziałam, że jest ona niepotrzebna, bo jest na nią za ciepło.

Różnica pomiędzy przekroczeniem granic w tej pierwszej sytuacji, o której mówiłam, czyli przy skoku ze spadochronem, a w sytuacji z czapką jest taka, że przy skoku dyskomfort mija i nie mamy do siebie pretensji, że skoczyliśmy. Najwyżej tego już nie zrobimy drugi raz, ale raczej nie będziemy sobie tego wypominać i pluć sobie w brodę. Natomiast w przypadku sytuacji z czapką, nawet po kilku dniach dyskomfort nie minął, czułam niesmak, że pozwoliłam innym wpłynąć na własną decyzję, która nie była zgodna z moją oceną sytuacji. I to są właśnie momenty, które wymagają naszej asertywnej interwencji.


Ustalanie granic jest jedną z podstaw godzenia pracy z macierzyństwem, o czym mówiłam w trzecim odcinku podcastu.

Jak interweniować?

Pierwszym krokiem, jaki mogę Ci doradzić, jest zastanowienie się, z czego wynika to pozwolenie na przekroczenie granic. Wrócę do tej sytuacji z czapką, bo to jest nagminne w przypadku rodziców z dziećmi i mam to przećwiczone w praktyce na przynajmniej kilkanaście sposobów. Mogę powiedzieć, że najczęściej w takich przypadkach, przyczyną uległości jest poczucie niskich kompetencji. Zanalizujmy teraz obiektywnie tę sytuację, dzięki czemu zauważymy kilka absurdów.

  • Jestem matką własnego dziecka, z którym mieszkam i którym opiekuję się od ponad dwóch lat.
  • Umiem się z nim komunikować i znam jego preferencje, w tym wiem, jakie są jego preferencje odnośnie temperatury.
  • Orientuję się też mniej więcej, jaką ma odporność i na co reaguje katarem czy kaszlem.

Mimo to, w sytuacji z czapką nad swoją własną wiedzą postawiłam domyślną wiedzę obcych mi ludzi, na temat których nic nie wiem. Jeśli to nie jest zaniżanie własnych kompetencji, to ja nie wiem, co to jest.

W moim przypadku, pomogła mi dokładnie taka analiza tej sytuacji i wtłoczenie sobie do głowy, że przypadkowi ludzie na ulicy są jedynie przypadkowymi ludźmi. Być może wychowali swoje dzieci i dzieci swoich dzieci. Być może są wykwalifikowanymi pedagogami i pediatrami, absolutnie im nie umniejszam, bo może tak się zdarzyć. Ale nadal specjalistką od mojego dziecka jestem ja. I nawet najlepszy pediatra bez dobrze wykonanego wywiadu z rodzicem nie postawi małemu dziecku prawidłowej diagnozy.

Taki sam proces możesz przełożyć na inne sfery, w których spotykasz się z opinią, że to inni wiedzą lepiej, co jest dla Ciebie dobre. Że to inni wiedzą, w jakich ubraniach Ci do twarzy, ile powinnaś lub powinieneś jeść lub jak należy zachowywać się w Twoim związku, w Twoim domu, w Twoim życiu.

To nie znaczy również, że trzeba negować absolutnie każdą opinię z zewnątrz. Absolutnie nie. Nie nakłaniam Cię do buntu przeciwko wszystkiemu i wszystkim. Mam na myśli to, że masz prawo decydować, które rady (choć czasem nieproszone) chcesz zignorować, a które zastosować w swoim życiu. I że masz prawo poprosić, żeby Cię takimi radami nie uszczęśliwiano na siłę. Reakcje mogą być na to różne, ale masz do tego prawo.

Czym to „JA” się różni od egoizmu?

W tym momencie chciałabym wspomnieć, że czasem asertywność może być mylona z egoizmem, ponieważ podkreśla się takie pojęcia jak „moje granice”, „moje wartości”, „moje przekonania”. Ten egoizm jest często widoczny na początku pracy z asertywnością, gdy chcemy te granice mocno zaznaczyć i przy okazji włącza się nam instynkt terytorialny. To czasami skutkuje przejściem z uległości w zachowania agresywne lub manipulacyjne, co z asertywnością ma niewiele wspólnego, ponieważ kolejnym krokiem po zauważeniu własnych granic jest uświadomienie sobie, że inni ludzie też mają swoje granice, których wypadałoby nie przekraczać.

Gdybyśmy byli w idealnym świecie, każdy z nas miałby wbudowaną umiejętność komunikowania swoich granic oraz umiejętność słuchania o granicach innych osób. Niestety, nie żyjemy w idealnym świecie, więc w tym przypadku kluczowa jest nasza empatia i podstawy komunikacji, co wcale nie jest proste, ponieważ inteligencja emocjonalna, w której skład wchodzą m.in. empatia i komunikacja jest cały czas niedoceniana.

Z własnego doświadczenia też mogę powiedzieć, że otwarta komunikacja w sygnalizowaniu własnych granic często bywa traktowana jako oznaka braku szacunku, na przykład przez starsze pokolenie. Nie zliczę, ile razy sama się nasłuchałam albo byłam świadkiem sytuacji, w których rodzice czy dziadkowie obrażali się na próby sygnalizowania własnych granic przez dzieci czy wnuki.

Owszem, małe dzieci mają tendencję do bardzo emocjonalnego sygnalizowania własnych granic. Nie bez przyczyny powstało pojęcie „bunt dwulatka” jako dorosły komentarz wobec takiego okresu w życiu dzieci, w którym widać silne „ja”, „moje” i głośny sprzeciw wobec niezauważenia tej odrębności. To samo dotyczy pojęcia „nastoletni bunt” jako nazwa dla okresu w życiu młodych ludzi, którzy chcą wyraźnie zaznaczyć swoje własne granice.

Same te określenia „bunt dwulatka”, „nastoletni bunt” pokazują jasno nasze wpojone nastawienie wobec cudzych granic, w tym wypadku wobec granic dzieci i nastolatków. Jednak na tym się nie kończy. Ile razy byłam świadkiem oburzenia starszego pokolenia, gdy młodsze, dorosłe dzieci, sygnalizowały odmienne poglądy i podejście do życia. To też jest przyczyną, że asertywność nie jest wcale łatwa do zastosowania. Ponieważ często nie jest mile widziana.

Pomijając spory międzypokoleniowe, można zauważyć taki problem również na polu pracownik – pracodawca lub pracownik i jego współpracownicy. Dla wielu pracodawców, choć są wyjątki, osoba asertywna nie jest tym wymarzonym profilem pracownika. Wiem też, że asertywna osoba w zespole, która jasno sygnalizuje na przykład swoje godziny pracy i zakres obowiązków, może być źle traktowana w środowisku, w którym przyjęło się, że w dobrym tonie jest pracować dłużej i robić więcej niż to wynika z umowy. Skąd o tym wiem? Bo sama źle oceniałam takie osoby jeszcze kilka lat temu, gdy pracowałam po 10-12 godzin na dobę i w weekendy. I teraz sama jestem przez niektórych źle oceniana, gdy już tego nie robię.

Dlatego też, podczas pracy nad własną asertywnością, kluczowa jest praca właśnie nad pewnością siebie i ustaleniem własnych granic. Początki bywają trudne, szczególnie jeśli staramy się przywrócić granice, które dawno gdzieś się zatarły. Możemy spotkać się z różnymi reakcjami. Akceptacja naszych granic byłaby oczywiście tą najbardziej mile widzianą reakcją, ale nie oszukujmy się – w dużej części przypadków jest to raczej sprzeciw z drugiej strony i to niekoniecznie wyrażony w asertywny sposób, z poszanowaniem własnych i cudzych granic.

Bo jak to?

Podważasz polecenie pracodawcy, które nie jest zgodne z Twoją umową? Nie boisz się zwolnienia?

Sprzeciwiasz się ojcu? Jak on Cię wychował?

Nie słuchasz matki? Serce ją przez Ciebie boli.

Źle się czujesz i nie masz ochoty na alkohol? Ze mną się nie napijesz? Sztywniara.

Chcesz wrócić do domu o ustalonej godzinie? Pantoflarz.

Nie zajmiesz się czyimś problemem, bo nie masz ochoty? Nie można na Ciebie liczyć.

Spróbuj zrozumieć

Na szczęście, nie wszyscy tak reagują, ale te wyjątki potrafią uprzykrzyć życie. I jestem prawie pewna, że przynajmniej raz w życiu spotkałeś lub spotkałaś się z podobnym nastawieniem. Jedyne, co mogę doradzić w takiej sytuacji, to spróbować to zrozumieć. Tego typu zagrywki są najczęściej nieudolnie wyrażonym komunikatem.

Przykładowo, gdy odmawiasz pomocy komuś w ważnej dla niego sprawie, druga strona ma prawo być zawiedziona, ponieważ to jest dla niej ważne. Ok, dużo jaśniej brzmi stwierdzenie „słuchaj, jest mi przykro, bo bardzo mi na tym zależy, a nie mam kogo innego poprosić o pomoc” niż „nie można na Ciebie liczyć!”, ale mało kto opanował mistrzostwo w kontrolowaniu emocji i wydawaniu jasnych komunikatów.

Szantaż emocjonalny jako cios ostateczny

Osobiście mam alergię na szantaż emocjonalny. Dawniej w odruchu obronnym reagowałam na coś takiego agresywnie i przyznam się szczerze, że nadal mi się to zdarza. Jest to jedna z rzeczy, która na mnie działa jak płachta na byka. Szczególnie, jeśli jest to jedna z „metod wychowawczych” stosowanych wobec mojego dziecka. Wiecie, w rodzaju „o, dzisiaj nieładnie zjadłeś, zjedz jeszcze trochę”, „jak tak będziesz dalej robił, pogniewam się na Ciebie i nie będę się z Tobą bawić” i inne tego typu.

A już trafia mnie po całości, jeśli ktoś próbuje moje dziecko straszyć mną. Jak słyszę „oj, bo mama będzie zła”, to momentalnie mi się nóż w kieszeni otwiera i bywam wtedy naprawdę bardzo niemiła. Jednak staram to sobie tłumaczyć, że druga strona raczej nie ma złych intencji. Przyczyną takiego zachowania jest najczęściej brak odpowiednich argumentów lub chęć natychmiastowego zmuszenia drugiej strony do wygodnej dla nas reakcji. Podłe, ale skuteczne. I na szczęście, zwykle nie ze złej woli.


Reaguję na szantaż emocjonalny wymierzony w moje dziecko, tak jak bym zareagowała na każdą inną formę przemocy. O asertywności dzieci pisałam więcej w tym artykule.

Jak zatem radzić sobie z takimi reakcjami?

Dam Ci kilka wskazówek, które sama staram się stosować.

Po pierwsze, zastanów się nad sobą. Jakie są Twoje granice, z czego wynikają i która z nich jest naruszana w konkretnej sytuacji. Jeśli nie masz czasu na zastanowienie się, zanalizuj to już po fakcie. Będziesz mieć gotowe rozwiązania, gdy zdarzy się to po raz kolejny.

Pomyśl, jaką granicę przekraczasz u drugiej osoby, skoro Twoja odmowa tak bardzo ją dotknęła. Warto o to dopytać wprost. „Czemu nie chcesz, żebym szła do domu?” „Co Cię uraziło w moim zachowaniu?”. Być może to rozładuje napiętą atmosferę i dojdziecie do jakiegoś porozumienia.

Po trzecie: jeśli ktoś stosuje wobec Ciebie szantaż emocjonalny bądź inny rodzaj manipulacji, weź głęboki oddech i zachowaj spokój. Uwierz mi, wiem, że to nie jest łatwe. Pamiętaj jednak: manipulacja jest sygnałem, że tonący brzytwy się chwyta i zaczyna stosować chwyty poniżej pasa, żeby osiągnąć swój cel. Po prostu skończyły mu się pomysły, skończyły się argumenty i za wszelką cenę chce coś na Tobie wymusić. Nie jest to uczciwe i masz prawo tego nie akceptować. W grę jednak wchodzą bardzo silne emocje, więc sprawa nie zawsze jest czysto zero-jedynkowa.

Przykładowo, jeśli słyszysz „Wolisz wyjść ze swoimi znajomymi niż zostać ze mną? Oni są ważniejsi ode mnie?”, zastanów się, jaka jest przyczyna tego stwierdzenia. Być może ostatnio faktycznie dużo czasu spędzasz ze znajomymi, nie poświęcając swojemu partnerowi czy partnerce wystarczającej ilości czasu. W takim wypadku za tym komunikatem kryje się niezaspokojona potrzeba bliskości i często wystarczy ustalić na to rozwiązanie. Tutaj pomaga szczera rozmowa na temat „powiedz mi wprost, o co Ci chodzi” i również szczery rachunek sumienia – czy druga strona ma uzasadnione pretensje wobec mnie?

Inną przyczyną szantażu emocjonalnego są wojny światopoglądowe. Może to być na przykład brak akceptacji naszego wyglądu bądź zachowania przez starsze pokolenie. Reakcje typu „jak Ty wyglądasz, muszę się przez Ciebie wstydzić przed rodziną!” są już typowym chwytem poniżej pasa i szantażem emocjonalnym. Tutaj kluczowe jest to, żebyś nie brał czy nie brała odpowiedzialności za cudze myśli i emocje. Jeśli Tobie Twój wygląd się podoba i nie robisz nic nielegalnego lub niebezpiecznego dla zdrowia, to jest to jest to całkowicie w porządku. To druga strona ma z tym problem, ponieważ uderzasz w pewną jej granicę i przez to powodujesz u tej osoby dyskomfort. Ale to nie jest Twoja wina.

Pamiętam, że na mnie w podobny sposób próbowano wymusić, żebym nie korzystała z wyjazdów za granicę „bo się martwię i cały czas myślę, że dzieje Ci się krzywda”. Takie sytuacje skończyły się w momencie, gdy z autentyczną troską powiedziałam, że dbam o siebie, nie jestem tam sama, nie chodzę po dziwnych miejscach, a jeśli to nie pomoże, to chętnie znajdę i opłacę lekarza, który zajmie się tymi natrętnymi myślami. Zrobiłam tak, ponieważ wiedziałam, że uleganie szantażowi emocjonalnemu tylko pogorszy sprawę, a reakcja „nie wtrącaj się, nie Twój problem, daj mi spokój”, byłaby trochę nie na miejscu, a to dlatego, bo wiem, że celem takiego komunikatu była troska o mnie, samolubna i ograniczająca, ale mimo wszystko troska.

Tutaj chciałabym zaznaczyć, że jeśli słyszymy albo stosujemy komunikaty w postaci „jeśli coś się Tobie stanie, to chyba tego nie przeżyję”, są one bardzo niebezpieczne, ponieważ generują silną odpowiedzialność za drugą osobę i mogą prowadzić do toksycznego uzależnienia i w skrajnych przypadkach nawet do ubezwłasnowolnienia. Takie komunikaty zdarzają się na przykład w relacjach przemocowych, gdzie napastnik „więzi” w ten sposób ofiarę, grożąc jej, że jeśli ofiara odejdzie, on zrobi sobie albo innym krzywdę. Jest to skrajny przypadek szantażu emocjonalnego i chcę podkreślić, że jest to forma przemocy psychicznej.

No dobra, bo rozgadałam się na temat szantażu emocjonalnego, ale jak wspominałam – mam na niego alergię.

Co warto zapamiętać?

Wracam do mojego podsumowania. W temacie asertywności na początek warto zapamiętać, że jest to przede wszystkim akceptowanie swoich granic, ale również: akceptowanie cudzych granic. Zawiera się więc w tym pozwolenie sobie na odmowę – taka wewnętrzna zgoda na naszą odmowę, ale też wzięcie odpowiedzialności za konsekwencje tej odmowy (bo na przykład ktoś może być na mnie zły). Wiąże się to również z zaakceptowaniem cudzej odmowy, czyli z zauważeniem cudzych granic. Tym właśnie asertywność różni się od egoizmu.

Czyli, oprócz pewności siebie i świadomości własnych granic, na bazie których formułujemy asertywne komunikaty, przydatna jest również empatia oraz umiejętność jasnej komunikacji. Tak jak już wspominałam na początku, asertywność jest jednym z elementów komunikacji, a w zasadzie rodzajem komunikatu.

Jeżeli natomiast ktoś próbuje na nas niesłusznie wymusić pewne zachowania swoją manipulacją, mamy prawo się na to nie zgodzić i przerzucić odpowiedzialność na drugą stronę za jej własne emocje.

Uff… Sporo tego, a najgorsze jest to, że ja ledwo liznęłam teraz ten temat. Na dzisiaj to na pewno już koniec, więc jeżeli to, co powiedziałam, było dla Ciebie pomocne, zapraszam Cię na stronę odzeradotrenera.pl/odcinek005, gdzie znajdziesz wygodną formę do czytania oraz odnośniki do moich artykułów, z których możesz dowiedzieć się ciekawych informacji o nauczaniu dorosłych, również o asertywności, o moich doświadczeniach trenerskich i przede wszystkim, co zawsze podkreślam: o ważnej roli miśków mojego syna w procesie przygotowywania się do szkoleń.


Przy okazji – zachęcam Cię do zapisania się na mój newsletter, ponieważ na końcu drogi zapisu, możesz pobrać ciekawy plik, który nazywa się Wierszowanki o biznesie do kolorowania. Jest to próbka króciutkich wierszyków z obrazkami do kolorowania, również dla Twojego dziecka. Jeśli jeszcze się nie zapisałaś, zachęcam Cię, ponieważ planuję tworzyć podobne materiały w przyszłości, więc jeśli nie chcesz, żeby Cię ominęły, zapisz się na newsletter. Możesz to zrobić na stronie głównej, ewentualnie przy wyjściu z jakiejkolwiek zakładki na stronie odzeradotrenera.pl.

Jeśli masz jakieś uwagi lub chcesz podzielić się ze mną swoją opinią, zapraszam Cię do komentowania na stronie lub jeśli wolisz, na fan page’u Od zera do Trenera, do którego odnośnik znajdziesz na stronie odzeradotrenera.pl.


Możesz też napisać do mnie maila. Lubię maile 🙂

Oczywiście, jeżeli masz taką ochotę, zasubskrybuj ten kanał, żeby dowiedzieć się o kolejnych odcinkach.

Ten podcast specjalnie dla Ciebie prowadziłam ja, znaczy się Joanna Pietrzak, dziękuję Ci bardzo za wysłuchanie go i do następnego! Pa!


Treści dostępne na blogu i w podcaście są prezentacją opinii, poglądów, wiedzy oraz doświadczenia autorki, ale nie stanowią formy indywidualnego poradnictwa. Przed podjęciem decyzji w istotnej dla siebie sprawie, zawsze zasięgaj indywidualnej porady specjalisty.

Jeśli spodobała Ci się treść, podaj dalej:

Zostaw Komentarz