fbpx

Odcinek 11: Uważność jako sposób na komunikację ze sobą i innymi

with Brak komentarzy

Codzienny pęd i nawał obowiązków sprawiają, że coraz ciężej nam jest zatrzymać się, przyjrzeć temu, co właśnie widzimy lub czujemy i po prostu nad tym zastanowić.

Zamiast tego, przeżywamy przeszłość lub wybiegamy w przyszłość, ale nie ma nas tu i teraz.

Cierpią na tym nasze relacje z innymi i tracimy kontakt z samą/samym sobą. Gubimy też w ten sposób możliwość lepszego panowania nad emocjami oraz podejmowania w pełni świadomych decyzji.

Jeśli chcesz się dowiedzieć:

  • Dlaczego dziecko jest wspaniałym nauczycielem uważności?
  • W jaki sposób uważność pomaga odkrywać własne i cudze granice?
  • Jak podejmować bardziej świadome decyzje w oparciu o obserwację i analizę?
  • Co ma z tym wspólnego składanie tylko części prania?

Posłuchaj tego odcinka.


Uważność jest jednym z podstawowych elementów pomagających radzić sobie z wewnętrznym krytykiem. Jeśli chcesz poznać wskazówki, w jaki sposób można ograniczyć jego wpływ na nas, posłuchaj poprzedniego odcinka.

Jeśli lubisz zagadki, rebusy i kolorowanki, zachęcam Cię do pobrania darmowej zagadki w stylu „znajdź różnice”, związanej tematycznie z tym odcinkiem podcastu. Możesz ją odebrać po zapisaniu się na newsletter.

Odcinek 11, wersja do czytania

Halo, halo, dzień dobry, nazywam się Joanna Pietrzak i moją supermocą jest łączenie samodzielnego macierzyństwa z pracą jako trenerka biznesu.

Witam Cię w jedenastym odcinku podcastu Mama jako trener biznesu, w którym znajdziesz informacje, w jaki sposób można pogodzić dwa tak wymagające zajęcia (a przynajmniej jak ja to robię). Pokażę Ci również, jak wiedza trenerska przydaje mi się w macierzyństwie i dlaczego to macierzyństwo mnie rozwija jako trenera.

W poprzednim, dziesiątym i jubileuszowym, odcinku podcastu mówiłam dużo o chwaleniu się, o docenianiu samego czy samej siebie, odsłoniłam również sporo zza kulis projektu Od zera do Trenera. Poruszyłam również istotny temat radzenia sobie z krytykiem wewnętrznym – jak zmniejszyć jego oddziaływanie oraz w jaki sposób go słuchać, żeby na tym skorzystać. Dlatego, jeśli jeszcze nie odsłuchałaś, nie odsłuchałeś poprzedniego odcinka, zapraszam Cię do jego nadrobienia.

Opowiem Ci krótką historię

Dzisiaj chcę się z Tobą podzielić czymś, co z jednej strony jest podobne do tematu z poprzedniego odcinka, bo wymaga pewnego zatrzymania się, zastanowienia i dostrzeżenia rzeczy, których zwykle nie widzimy. Nie dostrzegamy ich z różnych przyczyn: z pośpiechu, niedbalstwa, z niechęci czy nawet ignorujemy je celowo, bo tak jest wygodniej.

Zanim jednak odsłonię wszystkie karty i zdradzę temat dzisiejszego odcinka (udając, że nie widzisz jego tytułu), chcę się z Tobą podzielić krótką historią. Ostrzegam! Będzie o dzieciach. A właściwie, to o jednym dziecku – o moim.

Otóż: końcówka października i listopad były dla mnie bardzo intensywnym zawodowo czasem. Nagła nieobecność jednej Trenerki w zespole sprawiła, że musiałam wejść na dużo wyższe obroty.

Przede wszystkim chciałam zabezpieczyć komfort pracy drugiej Trenerki, która nagle została zmuszona do wzięcia na siebie dodatkowych obowiązków. Włączyłam się zatem jako trener wspierający w szkolenia wdrożeniowe. Zwykle biorę w nich udział jako superwizorka, ponieważ na co dzień zajmuję się trochę innym obszarem kompetencji.

Zorganizowałam spotkanie mediacyjne między nami i tą nieobecną Trenerką, ponieważ potrzebowałyśmy wyczyścić atmosferę i wyjaśnić kilka rzeczy między sobą.

Równolegle prowadziłam ekspresową rekrutację, a następnie musiałam dopilnować całej papierologii podczas zatrudnienia nowej Trenerki, z którą rozpoczęłam proces wdrożeniowy oparty na budowaniu relacji i zaufania.

W międzyczasie rozliczałam jeszcze tę poprzednią Trenerkę i uzupełniałam z nią dokumentację. To wszystko odbywało się przy równoległej realizacji moich projektów i obowiązków, prowadzenia egzaminów oraz pomocy w prowadzeniu szkoleń.

Wciąż też prowadziłam procesy związane z tą Trenerką, która ze mną nadal pracuje, żeby też jej nie zaniedbać.

W międzyczasie wynikło jeszcze kilka innych rzeczy „na wczoraj”, z których dużą część odrzuciłam, ale nie mogłam sobie na to pozwolić wobec nich wszystkich.

W skrócie mówiąc, jak na trzy czwarte etatu było tego w cholerę, więc (wbrew moim aktualnym zasadom) zdarzało mi się zostawać w pracy po godzinach. Często też byłam nieobecna myślami po pracy, ponieważ porządkowałam sobie w głowie procesy, które prowadzę. Wieczorem zaś przestawiałam się na myślenie o moim projekcie i na realizowanie zadań, które mam w swoim drugim służbowym grafiku.

I wcale nie mówię tego, żeby się pożalić. No, może trochę. Ale nie jest to główny cel mojej wypowiedzi.

Nie da się robić wszystkiego na raz

Zmierzam do tego, że podczas tego bardzo intensywnego okresu, siłą rzeczy poświęcałam mniej uwagi mojemu dziecku. Byłam trochę nieobecna myślami, częściej pozwalałam mu na oglądanie bajek, żebym mogła dokończyć jakieś bieżące sprawy.

Łatwo mi było wejść w ten rytm, bo mam ciągoty do pracoholizmu, do czego bardzo często się przyznaję. Mimo że już jestem mądrzejsza i potrafię to zauważyć, to tym razem, zasługa wybicia mnie z tego rytmu nie leży wyłącznie po mojej stronie. To mój Syn wysłał mi dość subtelny, ale bardzo jasny sygnał, że poświęcam mu niewystarczająco dużo uwagi.

Jak na dwulatka przystało, jest on świetnym obserwatorem. Zauważył więc, że gdy na przykład biega po mieszkaniu i upadnie albo o coś się uderzy, co czasem kończy się płaczem, to ma dużą szansę na moją reakcję. Wiadomo, jak to matka: zapytam czy wszystko w porządku, czy jest cały, czy coś go boli albo czy potrzebuje się przytulić. Zakodował więc sobie informację, że upadek równa się zainteresowanie. Szczęście w nieszczęściu, że mój syn dba dość mocno o swoją nietykalność i te upadki były udawane. Nie starał się specjalnie zlecieć z łóżka czy coś w tym stylu. W każdym razie, wymyślił sobie cwany plan, że on będzie symulował upadek, leżał plackiem na podłodze i wołał mnie, żebym go utuliła na pocieszenie. I tak co chwilę.

Na szczęście uświadomiłam sobie, że jest to zabieg celowy, który ma na celu coś mi uświadomić, a nie mnie zirytować, że muszę wstawać co minutę do dziecka, które udaje, że upada i chce, żeby je podnosić.

Zrozumienie potrzeb to podstawa

Moje dziecko w ten sposób domagało się mojej troski i uwagi. To, że na to wpadłam już na samym początku tej „zabawy” jest dla mnie ogromnym powodem do dumy. Cały ten wieczór spędziliśmy wtedy na ciągłym upadaniu i podnoszeniu się nawzajem. Raz ja jego, raz on mnie. Kilka kolejnych wieczorów spędziliśmy wspólnie, bawiąc się i wygłupiając. Od tamtego momentu, zabawa w upadanie powtarza się sporadycznie, ale nadal powraca co jakiś czas.

Z punktu widzenia dorosłej osoby, nie ukrywam, że momentami taka zabawa bywa uciążliwa, ponieważ niemal całkowicie blokuje wykonywanie jakiejkolwiek innej czynności. Nie zawsze też działają propozycje wspólnego spędzania czasu przy obowiązkach domowych, żeby wilk był syty i owca cała, a już o jakimkolwiek czasie dla siebie można zapomnieć.

W pewien sposób jednak akceptuję taki stan rzeczy, ponieważ zdaję sobie sprawę, że to jest tylko tymczasowe. Mam też pełną świadomość, że w tej chwili jestem stałą podporą w życiu mojego Syna i to do mnie biegnie, gdy coś się dzieje. Zatem również ode mnie oczekuje pełnego zainteresowania.

Mam też nadzieję, że zawsze będę w jego życiu jedną z osób, w stosunku do których będzie miał pewność, że są i go wspierają. Dlatego też chodzę za nim i go podnoszę, gdy tego ode mnie potrzebuje.

Kolejnym krokiem jest rozmowa

Z drugiej strony, takie zachowanie budzi moje obawy. Czasem się zastanawiam, co będzie, jeśli udawanie upadku mu nie będzie wystarczyło do osiągnięcia swojego celu. Albo co, jeśli ja nagle stanę się mniej uważna lub zje mnie rutyna? Przeraża mnie mnogość sposobów zwrócenia na siebie uwagi, które może stosować przedszkolak, później dziecko w wieku szkolnym, nastolatek czy młody dorosły.

Dlatego podnoszę go z tej podłogi, a później z nim o tym rozmawiam. Czemu upada? Czy coś się dzieje? Czy to dlatego, że ostatnio dużo pracuję i mniej się bawimy? Czy chce się ze mną pobawić w coś innego, na przykład budowanie z klocków albo czy chce ze mną poczytać książkę?

Wbrew pozorom, na sporo tych pytań potrafi mi odpowiedzieć albo przynajmniej próbuje. Jednak nawet gdyby nie potrafił, to wcale nie chodzi tylko o odpowiedzi i o dojście do przyczyny. Tak myślę, że w ten sposób też trochę buduję w sobie nawyk interesowania się takimi sytuacjami. Wzbudzam swoją ciekawość tym, co się dzieje w głowie mojego dziecka i wzmagam w sobie chęć zrozumienia tego.

Bywa też tak, że nie zawsze biegnę na każde zawołanie. Czasem wołam go, żeby przyszedł do mnie, bo wiem, że nie zawsze będę w stanie zareagować w ułamku sekundy i podnieść go po upadku. Czasem będzie musiał wstać sam. Może się też tak zdarzyć, że nie odczytam jego sygnałów prawidłowo, wtedy będzie potrzebował wysłać mi bardziej bezpośredni komunikat.

Zatrzymaj się na chwilę

Jednak nic, co do tej pory wymieniłam, nie jest tą najtrudniejszą rzeczą w tym wyzwaniu. Najgorzej jest zatrzymać się na chwilę i zastanowić. Ten moment zatrzymania i refleksji jest czymś wręcz nienaturalnym w świecie, do którego przywykłam. Takim, który ciągle pędzi, który prawie nigdy nie zasypia, który wciąż dokądś dąży, coraz szybciej i coraz bardziej. W którym trzeba mieć oczy dookoła głowy i obserwować wszystko i to najlepiej w tym samym momencie. W którym realizacja celu uświęca środki.

A tu nagle trzeba zrobić STOP. Nie patrzeć na zegarek, zignorować listę rzeczy do zrobienia i skoncentrować się w pełni na tym, co jest tu i teraz.

To tak, jakbyś zauważył czy zauważyła wiewiórkę podczas spaceru w lesie. Wiesz, że jeśli się poruszysz lub choćby na chwilę odwrócisz wzrok, to zniknie Ci z oczu i już jej nie znajdziesz.

Albo gdy budzisz się rano i próbujesz przywołać to, co Ci się śniło i wiesz, że jeśli otworzysz oczy, to już sobie nie przypomnisz.

Zauważ własne i cudze granice

Kolejną rzeczą, której się cały czas uczę dzięki uważniejszej obserwacji zachowania mojego dziecka i moich reakcji to są nasze granice. Tak jak mówiłam w piątym odcinku podcastu, jeśli coś nas irytuje, boli lub budzi jakikolwiek inny dyskomfort, jest ogromne prawdopodobieństwo, że to jest reakcja na naruszenie naszych granic.

Przykładowo, mnie do szewskiej pasji doprowadza zabawa mojego dziecka w robienie bałaganu z poskładanego prania. Wynika to z tego, że nie znoszę wykonywać niepotrzebnej pracy, a tym wypadku jest to kilkukrotne składanie tych samych ubrań. Innymi słowy, nie wkurza mnie to, że dziecko rozrzuca pranie, ale to, że już raz je poskładałam i potrzebuję zrobić to ponownie.

Takie uświadomienie sobie własnych granic bardzo pomaga w wyznaczaniu granic innym. Ponieważ nie są one ani za szerokie, ani za wąskie, tylko skrojone na miarę.

Zrozum swoje emocje

Poza tym, jeśli w trakcie odczuwania jakiejś nieprzyjemnej emocji, na przykład złości czy smutku, zastanowisz się, jaka jest konkretnie jej przyczyna i z czego ona wynika, łatwiej będzie Ci ją zrozumieć, a dzięki temu przejmiesz nad nią kontrolę.

Jasne, łatwiej jest mówić, niż zrobić, ale uwierz mi, jeśli zaczniesz to ćwiczyć, po jakimś czasie zauważysz postępy. To nie znaczy, że całkowicie będziesz kontrolować swoje emocje i przestaniesz się złościć czy smucić, ale łatwiej Ci będzie je opanować. Przy czym, istotne jest to, że ich nie stłumisz, tylko pozwolisz im dojść do głosu w sposób przez Ciebie kontrolowany.

Żeby to zwizualizować, mogę Ci podać przykład. Wyobraź sobie, że chcesz komuś coś powiedzieć, ale ta osoba Cię ignoruje. Najpierw mówisz normalnie. Powtarzasz. Po chwili prawdopodobnie zaczniesz podnosić głos, spróbujesz zwrócić na siebie uwagę. Może szturchniesz tę osobę w ramię albo pomachasz ręką przed oczami. Prawdopodobnie Twoje emocje zaczną się nasilać i reakcje również staną się gwałtowniejsze. W pewnym momencie zrezygnujesz, ale to nie oznacza, że sprawa, którą masz do przekazania, zniknie.

Zupełnie inaczej byłoby, gdyby ta osoba dopuściła Cię do głosu i wysłuchała już na samym początku.

Z emocjami jest dokładnie tak samo. Jeśli dasz im dojść do głosu, zanim osiągną punkt krytyczny, jest duża szansa, że unikniesz wybuchu albo chociaż go zmniejszysz. Dowiesz się również, co spowodowało te emocje. To pozwoli Ci zareagować lub odkryć obszar, nad którego poprawą możesz pracować.

Ja na przykład już wiem, że zostawianie poskładanego prania na kanapie jest kiepskim pomysłem. Więc jeśli wiem, że i tak będę musiała to robić na raty, to zamiast najpierw składać całość i ryzykować, że dziecko to rozwali, składam część i od razu chowam.

I teraz możesz się zastanowić, dlaczego unikam czegoś, co moje dziecko robi, zamiast pracować nad wyznaczeniem mu granic w kontekście rozwalania poskładanego prania.

No to po pierwsze: bo mi jest tak łatwiej.

A po drugie: energię, którą bym miała na to poświęcić, wolę przekierować na pracę nad wyznaczaniem innych granic, gdzie już nie mam takiego pola manewru.

Podejmuj świadome decyzje

Również po to jest uważność, żeby umieć wybrać takie obszary, nad którymi chcemy pracować i takie, które chcemy zaakceptować. Dzięki temu podejmujemy taką decyzję bardziej świadomie.

O takim momencie zatrzymania się i zastanowienia mówiłam też w poprzednim odcinku podcastu. Poruszyłam ten temat jako jeden ze sposobów radzenia sobie z krytykiem wewnętrznym, czyli takim głosem Smerfa Marudy, który podpowiada nam, że do czegoś się nie nadajemy, który wspiera brak pewności siebie i wyolbrzymia nasze kompleksy. On też chce nam coś powiedzieć, a im bardziej go ignorujemy, tym bardziej będzie nas szturchał w ramię, popychał i krzyczał nad uchem. Czasem lepiej jest dać mu dojść do głosu, wysłuchać, co chce przekazać i zastanowić się, co z tym zrobić. Często taka analiza wystarczy, żeby go uciszyć. Zdarza się jednak, że krytyk pojawia się jako efekt jakichś nieprzepracowanych rzeczy z przeszłości i możesz podjąć decyzję o skorzystaniu z pomocy innych osób i specjalistów. Jednak nie będziesz tego wiedzieć, jeśli się tego nie dowiesz.

I tym jakże mądrym zdaniem zakończę myśl na dzisiaj i podsumuję Ci to, co powiedziałam. Zanim jednak to zrobię, chcę jeszcze powiedzieć o jednej rzeczy. Zainspirowało mnie do tego pewne wyrażenie, związane z publikacją ostatniej Zagadki o biznesie do kolorowania do tego odcinka. W Zagadce są dwa obrazki, które różnią się od siebie pewnymi szczegółami. W tym odcinku mówię o uważności, która również jest potrzebna, żeby takie szczegóły zauważyć. Docelowo miało być ich jedenaście ze względu na to, że jest to jedenasty odcinek podcastu. Przez brak uważności, o której mówię w tym odcinku, opublikowałam obrazki z błędem. Różnic, zamiast jedenaście, było dziesięć, na co zwróciła mi uwagę jedna z osób komentujących. Więc uważność nie polega tylko na tym, co dostrzegamy i to, co widzimy, ale jest to również zauważenie pewnych rzeczy, których nie mamy prawa zobaczyć. I za tę refleksję chciałabym bardzo podziękować osobie komentującej.

W tej chwili obrazek jest już kompletny, różnic zawiera jedenaście, tak jak powinno być i nie ma już podwójnego dna.

Podsumowanie

  • Uważność jest świetnym uzupełnieniem komunikacji z dzieckiem, które jeszcze nie potrafi powiedzieć pewnych rzeczy wprost. Pomaga zauważyć i odpowiednio zinterpretować sygnały i znaki w języku dziecięcym, co ułatwia reakcję i może oszczędzić rodzicom wielu nerwów, gdy na przykład syn lub córka dopominają się o uwagę w sposób budzący irytację lub zaniepokojenie.
  • Jak każda umiejętność czy kompetencja, uważność wymaga ćwiczeń i budowania nawyku zatrzymania się i zastanowienia nad tym, co widzimy, co czujemy i co za tym może się kryć.
  • Zatrzymanie się i koncentracja na tym, co dzieje się tu i teraz, są kluczowe dla uważności. Wymaga ona biernej postawy (przynajmniej na chwilowej) i dokładnej obserwacji.
  • Uważność pomaga nie tylko w zrozumieniu innych, na przykład dzieci, ale również w zrozumienie siebie, dotarciu do własnych wartości oraz rozpoznania swoich granic. Dzięki temu, łatwiej można zauważyć kumulujące się emocje, rozpoznać rzeczy, które nas drażnią lub smucą i zrobić coś z nimi, zanim wybuchniemy.
  • Pomaga nam ona również w uporaniu się z wewnętrznym krytykiem poprzez dopuszczenie go do głosu i zbicie jego argumentów. Jeśli trzeba, pomaga też podjąć decyzję o zgłoszeniu się do specjalisty, który wspiera w przejściu przez taki proces.
  • Ułatwia podjęcie jakichkolwiek decyzji i pozwala to zrobić w pełni świadomie.

No dobrze, to chyba tyle na dziś. Zanim jednak mnie wyłączysz, chcę Ci zająć jeszcze chwilę, bo mam dla Ciebie coś ciekawego. Do tego odcinka podcastu jest dołączona wcześniej wspomniana zagadka, która nawiązuje tematyką do tego, o czym mówiłam, czyli do uważności. Podobne zagadki i rebusy są również dostępne dla innych odcinków. Nazwałam je Zagadkami o biznesie do kolorowania, bo są w formie kolorowanki. Możesz z nich skorzystać do odstresowania się lub pomalować razem z dzieckiem, a dostępne są po zapisie na mój newsletter.

Jeśli jeszcze tego nie wiesz, to jednym z celów projektu Od zera do Trenera, którego część stanowi ten podcast, jest tworzenie materiałów szkoleniowych dla rodziców, opiekujących się dziećmi. Chcę połączyć szkolenia biznesowe i rozwojowe z kolorowankami i wierszykami dla dzieci. Jeśli masz ochotę zobaczyć, jak to wygląda, próbki w formie wcześniej wymienionych Zagadek są dostępne przy . Oprócz tego, za jego pośrednictwem udostępniam próbki mojego produktu, który wyjdzie w ciągu najbliższych kilku tygodni. Jeśli nie chcesz, żeby to wydarzenie Cię ominęło, zapisz się na listę. Zostawię Ci link w opisie.

Przy okazji, mam do Ciebie prośbę: jeśli masz swoje sposoby na naukę z dzieckiem lub napotykasz jakieś problemy z tym związane – daj mi znać. Dzięki temu, w perspektywie stworzę materiały dopasowane do Twoich potrzeb. Możesz do mnie napisać w komentarzu na stronie odzeradotrenera.pl lub jeśli nie chcesz się publicznie odsłaniać, daj mi znać na maila na kontakt@odzeradotrenera.pl.

OK, to chyba tyle na dzisiaj. Wydaje mi się, że powiedziałam, co chciałam, więc jeżeli to było dla Ciebie pomocne, zapraszam Cię na stronę odzeradotrenera.pl/odcinek011, gdzie znajdziesz wygodną formę do czytania oraz odnośniki do moich artykułów, z których możesz dowiedzieć się ciekawych informacji o nauczaniu dorosłych, o uwadze i dostrzeganiu rzeczy, które na co dzień ignorujemy, o moich doświadczeniach trenerskich i przede wszystkim, co zawsze podkreślam: o ważnej roli miśków mojego syna w procesie przygotowywania się do szkoleń.

Oczywiście, jeżeli masz taką ochotę, zasubskrybuj ten kanał, żeby dowiedzieć się o kolejnych odcinkach, będę Ci za to bardzo wdzięczna.

Ten podcast specjalnie dla Ciebie prowadziłam ja, znaczy się Joanna Pietrzak, dziękuję Ci bardzo za wysłuchanie go i do następnego! Pa!


Tego podcastu możesz posłuchać:

Spreaker:
Stitcher:
Spotify: http://spoti.fi/37zyD9X
Youtube:


Treści dostępne na blogu i w podcaście są prezentacją opinii, poglądów, wiedzy oraz doświadczenia autorki, ale nie stanowią formy indywidualnego poradnictwa. Przed podjęciem decyzji w istotnej dla siebie sprawie, zawsze zasięgaj indywidualnej porady specjalisty.

Jeśli spodobała Ci się treść, podaj dalej:

Zostaw Komentarz