fbpx

Odcinek 16: Co ma wspólnego rozwój osobisty z docenianiem swoich urodzin

with Brak komentarzy

To, że nigdy nie lubiłam swoich urodzin najłatwiej poznać po tym, że mam zastrzeżoną ich datę na Facebooku. Z drugiej strony, moje postępy w pracy nad sobą można zauważyć właśnie po tym, jak obchodziłam je w tym roku.

Co zatem zrobiłam, że nie zmieniło się (prawie) nic, ale zmieniło się wszystko?

Jeśli chcesz się dowiedzieć:

❔ Czym jeszcze może objawiać się paranoja, żeby nikt nie dowiedział się o dacie urodzin?

❔ Co było najważniejszym krokiem w zmianie myślenia o sobie?

❔ Co przygotowałam na swoje urodziny i dlaczego nic?

❔ Jak zadbać o siebie poprzez docenianie i jakie daje to efekty?

❔ Czemu już nie czułam zażenowania, gdy usłyszałam „Sto lat” na klatce schodowej?

Posłuchaj tego odcinka.

Jeśli lubisz kolorowanki, zagadki i rebusy, zapraszam Cię również do pobrania rebusu, związanego z tym odcinkiem. Możesz go odebrać po zapisie na newsletter.


Oprócz docenienia własnych urodzin, jedną ze zmian, które wprowadziłam na przestrzeni ostatnich kilku lat jest lepsze radzenie sobie z prokrastynacją. O tym, co to jest prokrastynacja i jak sobie z nią radzić, mówiłam w poprzednim odcinku podcastu.

Odcinek 16, wersja do czytania

Halo, dzień dobry, nazywam się Joanna Pietrzak i moją supermocą jest łączenie samodzielnego macierzyństwa z pracą jako trenerka biznesu.

Witam Cię w szesnastym odcinku podcastu Mama jako trener biznesu, w którym znajdziesz informacje, w jaki sposób można pogodzić dwa tak wymagające zajęcia (a przynajmniej jak ja to robię). Pokażę Ci również, jak wiedza trenerska przydaje mi się w macierzyństwie i dlaczego to macierzyństwo mnie rozwija jako trenera.

W poprzednim, piętnastym, odcinku podcastu mówiłam o prokrastynacji: co to jest i czym się różni od planowania zadań w późniejszym terminie, jakich zadań najczęściej dotyczy i w jaki sposób można sobie z nią radzić.

Dlatego, jeśli jeszcze nie odsłuchałaś, nie odsłuchałeś poprzedniego odcinka, zapraszam Cię do jego nadrobienia.

Niechęć do własnych urodzin

Dzisiaj odcinek ciut mniej naukowy, ale za to bardziej osobisty. W zeszłym miesiącu były moje urodziny i wydaje mi się, że to były najlepsze urodziny w moim życiu. I to wcale nie dlatego, że były jakieś spektakularne, wręcz przeciwnie. To był zwykłe ze zwykłych dzień, jedynie doprawiony wspaniałymi akcentami.

Dlaczego o tym mówię? Bo nigdy nie lubiłam własnych urodzin i w tym roku chyba po raz pierwszy w życiu dały mi aż tak ogromną satysfakcję.

Co zatem sprawiło, że odebrałam je aż tak dobrze? Mam głębokie przekonanie, że dużą rolę odegrała w tym wypadku moja praca nad sobą, nad postrzeganiem siebie i nad relacjami z otoczeniem. Najlepiej to widać u mnie właśnie na podstawie podejścia do urodzin. I o tym będzie dzisiejszy odcinek – o przemodelowaniu własnego myślenia i drodze, którą przeszłam, żeby być w tym punkcie, w którym jestem teraz i o tym, co robię, żeby za rok było jeszcze lepiej.

Zacznę więc od początku.

Odkąd sięgam pamięcią, niespecjalnie lubiłam swoje urodziny. Kojarzyły mi się ze spędem rodziny, na którym byłam tylko czymś w rodzaju atrakcji czy maskotki. Z biegiem czasu zaczęłam uważać, że im większy spokój mam w tym dniu, tym bardziej uważam urodziny za udane. Jednym z nielicznych wyjątków była moja osiemnastka wyprawiona z kilkoma koleżankami w łódzkim klubie. Wspominam ją całkiem nieźle, mimo że nie obyła się bez przykrych incydentów.

Moja niechęć do urodzin najbardziej była widoczna w tym, że zazwyczaj unikałam informowania ludzi o dacie moich urodzin, żeby nie wzbudzały nadmiernego zainteresowania. Byłam w tym zakresie tak wielkim paranoikiem, że jedną z pierwszych rzeczy, które sprawdzałam na kontach w mediach społecznościowych to jawność daty urodzenia. Nawet na Facebooku mam ją zastrzeżoną. Jestem ciekawa, czy kiedyś (i jeśli tak, to kiedy) dojdę do etapu, żeby ją otwarcie upublicznić, a być może nawet chwalić się, że w danym dniu obchodzę urodziny.

W każdym razie, moje nastawienie wobec urodzin było na tyle negatywne, że zawsze w ten dzień pracowałam, unikałam ludzi i raczej niechętnie reagowałam na próby skupienia na mnie uwagi.

Nie mam też pozytywnych wspomnień z kilku ostatnich urodzin. Dwa lata temu to był drugi miesiąc, odkąd zostałam sama z dzieckiem, byłam wtedy świeżo po jakiejś infekcji żołądkowej, którą syn przyniósł ze żłobka, a mój nastrój był daleki od dobrego, bo próbowałam gdzieś w tym wszystkim układać sobie życie na nowo.

W zeszłym roku za to zaczęłam powoli wygrzebywać się ze stanów obniżonego nastroju połączonych z poczuciem wypalenia zawodowego, w czym wcale nie pomagał mi początek pandemii, zamknięte żłobki i równoczesne wdrożenie w moim miejscu pracy nowego produktu do sprzedaży, w co byłam bezpośrednio zaangażowana.

Co zatem się stało, że niewiele się zmieniło, bo nie zmieniła się ani moja praca, ani sytuacja życiowa ale tak naprawdę zmieniło się wszystko?

Dlaczego moje urodziny w tym roku były dla mnie tak wyjątkowe?

Pierwszą i chyba najważniejszą przyczyną jest to, że rok temu rozpoczęłam współpracę ze specjalistką od mojej biednej głowy i muszę przyznać z perspektywy czasu, że to była świetna decyzja. Sam fakt, że się na to zdecydowałam był ogromnym krokiem w dobrym kierunku, bo nigdy wcześniej nie korzystałam z fachowej pomocy i zawsze szukałam wymówek, żeby jej uniknąć. Być może obawiałam się tego, z czym musiałabym się zmierzyć w trakcie takich konsultacji. Teraz traktuję to bardziej jako inwestycję w siebie, swój komfort i swoje zdrowie.

Taka współpraca otworzyła mi oczy na wiele spraw, wsparła mnie przede wszystkim w pozbywaniu się blokad i we wzmacnianiu świadomości własnej wartości. Całą „brudną robotę” robię ja, ale to specjalistka pomaga mi zastanowić się, które szufladki w mojej głowie chcę otworzyć, a które lepiej dla mnie byłoby zamknąć. I jestem z siebie bardzo dumna, bo dużo (i ciężko) nad tym pracuję i faktycznie widzę, jak zwiększa się komfort mojego życia.

To, w czym mi pomogły takie konsultacje, co okazało się punktem zwrotnym, to uświadomienie sobie z pełną mocą, że ja nie jestem po to, żeby spełniać oczekiwania innych. Nie jestem też po to, żeby realizować cudzą wizję wszechświata, ani po to, żeby robić dobrą minę do złej gry. Dlatego w tym roku nic na swoje urodziny nie przygotowałam za wyjątkiem kilku paczek ciastek i czipsów. Nawet nie posprzątałam, chociaż pierwotnie miałam myśli, że głupio tak zostawić nieodkurzoną podłogę i porozrzucane zabawki dziecka. Jedyne na co się wysiliłam, to zgarnięcie góry ciuchów do poskładania z kanapy i przerzucenie ich do sypialni w wielkim worku, żeby było gdzie usiąść.

Zamiast coś szykować i się wkurzać, że nie mam możliwości zrobić tego, co chcę, poszłam z synem od razu po śniadaniu na plac zabaw, biegałam z nim i szalałam przez kilka godzin, pogadałam z kilkoma obcymi dla mnie matkami, a na obiad zjedliśmy kanapki. Wróciliśmy dosłownie chwilę przed tym, jak byłam umówiona z rodzicami, że wpadną na herbatę. Nie zdążyłabym się przebrać, uczesać czy jakkolwiek bardziej odświeżyć, więc nawet nie próbowałam tego robić. I byłam dużo bardziej szczęśliwa niż w wysprzątanym mieszkaniu, ze wspaniałym jedzeniem i w odświętnym ubraniu. Bo to nie byłoby coś, czego chcę, tylko to, czego mogliby oczekiwać ode mnie inni. I ten brak przymusu na realizację cudzych oczekiwań bardzo pomaga mi cieszyć się tym, co robię. A dodatkowo mocno ogranicza wyrzuty sumienia.

Celebrację czas zacząć

Kolejną zmianą było to, że mogłam sobie pozwolić na całodzienne szaleństwa na placu zabaw, bo na czas moich urodzin wzięłam tydzień wolnego i to po tygodniu od wcześniejszego urlopu. To też się zmieniło w porównaniu do wcześniejszych urodzin. Zaczęłam dawać sobie przyzwolenie na odpoczynek, na tak zwane „marnotrawienie” czasu i bzdurne przyjemności, które mnie relaksują. Skoro coś sprawia mi satysfakcję, powinno mieć stałe miejsce w moim życiu bez poczucia winy, bo przecież jeśli nie mam akurat ochoty, nie muszę wykorzystywać efektywnie stu procent mojego czasu. Nawet w kontekście pracy, na własnym przykładzie mogę stwierdzić, że czasem naprawdę mniej znaczy więcej. Wielokrotnie to powtarzam, ale powtórzę jeszcze raz:

od momentu, w którym poukładałam sobie swoje wartości i priorytety

  • jestem dużo bardziej kreatywna,
  • dużo bardziej wydajna,
  • dużo lepiej zorganizowana
  • i o wiele, wiele bardziej zadowolona z siebie i swojego życia.

Pracując mniej, robię więcej, bo nie męczę się wielogodzinną pracą. Dzięki temu, że wyłączam telefon i skrzynkę mailową po pracy, jestem bardziej dostępna w jej trakcie, bo nie jestem zmęczona dostępnością na okrągło i z większą ochotą rozmawiam z ludźmi, bo nie mam ich dość. I co najważniejsze: o ile nie wydarzy się nic niestandardowo intensywnego, mam sporo energii na zabawę z dzieckiem po pracy.

Dodatkowo, coraz częściej i coraz bardziej ograniczam rzeczy, przez które czuję się źle albo mają negatywny wpływ na moje poczucie własnej wartości lub zadowolenie z życia. Kiedyś miałam sporą potrzebę opieki czy zainteresowania mną ze strony otoczenia i bywało, że miałam żal, że w chwilach dla mnie ciężkich zostaję sama. Teraz wiem i mam tego pewność, że zostaję wtedy w towarzystwie jedynej osoby, która potrafi się mną dobrze zająć, a tą osobą jestem ja. Jestem ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę, wliczając urlopy, niedziele i święta. I ze względu na to, nie ma na tym świecie osoby, która mogłaby mi być bliższa. Jeśli nie będę więc żyć w zgodzie ze sobą, nie jestem w stanie zbudować zgody z otoczeniem i innymi ludźmi. Jeśli nie zatroszczę się o siebie, może nie wystarczyć mi troski na innych albo znowu zacznę mieć oczekiwania, żeby ktoś inny się o mnie zatroszczył, a na to już nie mam wpływu.

Mam jednak wpływ na to, żeby traktować siebie z szacunkiem, wyrozumiałością i miłością, dokładnie tak jak każdego człowieka, którego się kocha i dla którego chce się jak najlepiej. Nawet idę krok dalej. Gdy mam gorszą chwilę albo trudniejszy okres, rozmawiam ze sobą tak, jakbym prowadziła dialog z kimś, kogo chcę wesprzeć i pocieszyć. I już nie jestem sama. Mam siebie.

Doceń docenianie siebie

Docenianie siebie jest często niedocenianym elementem naszego życia i higieny psychicznej. I nie mylmy doceniania siebie z zarozumiałością, bo jest różnica między przecenianiem własnych możliwości, a zauważeniem każdego, nawet najmniejszego kroku do przodu czy sukcesu. Więcej o docenianiu siebie i o wewnętrznym krytyku mówiłam w dziesiątym odcinku podcastu, więc jeśli masz ochotę się dowiedzieć, co mam na ten temat do przekazania, to zapraszam Cię do posłuchania.

To rosnące poczucie własnej wartości i docenienia siebie, dało mi odwagę, żeby dopominać się o rzeczy kiedyś dla mnie niewyobrażalne. Przykład mojego wcześniejszego absurdalnego myślenia: wspominałam przed chwilą, że paranoicznie ukrywałam datę moich urodzin. Mimo to, zdarzało się, że było mi źle z tym, że ktoś o nich zapomniał. Ewidentny objaw samoumartwiania się.

W tym roku za to, sama dopominałam się życzeń od osób, od których chciałam je dostać, a jeśli pozostali zapomnieli, nie robiłam z tego problemu. Ja też czasem zapominam o urodzinach innych, to nie znaczy, że mi na nich nie zależy. Po prostu czasem mam taki kocioł, że ledwo pamiętam, jak się nazywam i jakoś daty w kalendarzu mi umykają.

Tak myślę, że ta zmiana też wydarzyła się dzięki temu, że zajęłam się bardziej sobą. Nie potrzebuję już czerpać tak dużo od innych. Jeśli otrzymuję od nich zainteresowanie lub troskę, jest to bardzo miłe i komfortowe, ale brak tego nie sprawia, że czuję się źle.

W każdym razie, to dopominanie się o życzenia, choć może brzmieć trochę jak objaw rozbuchanego ego, było też efektem zauważenia, że moje potrzeby naprawdę się liczą i to też efekt mojej większej gotowości na otwartość w komunikacji. Ale było tego więcej. Na przykład, w tym roku po raz pierwszy w życiu nie czułam zażenowania, gdy usłyszałam sto lat jeszcze na klatce schodowej. Zamiast tego bujałam się do rytmu.

Mało tego. Kupiłam sobie na urodziny prezent i byłam pierwszą osobą, która złożyła mi życzenia. Później na wszystkie słowa w stylu „życzę Ci tego, co tam sobie życzysz” odpowiadałam, że bardzo dziękuję, bo życzyłam sobie wielu fantastycznych rzeczy i zajęło mi to jakieś osiem minut, zanim je wszystkie wymieniłam. Reakcje odbiorców na ten tekst – bezcenne.

I to nadal jeszcze nie wszystko. Od kilku miesięcy jestem w procesie otwierania się na bardziej… osobistą? Ludzką? komunikację z Trenerkami z mojego zespołu. Taką, w której już nie jestem jakimś korporacyjnym robotem pozbawionym uczuć i emocji. Dzięki temu otrzymałam od nich bardzo osobiste, chyba tak mogę je nazwać – indywidualne – podarunki, prosto od serca i trafiające dokładnie w to, co jest dla mnie ważne. Oprócz tego, że same prezenty były bardzo miłe i trafione, to właśnie przez to, że były dla mnie tak dopasowane, okazały się dla mnie znakiem, że nie tylko ja robię progres, bo się otwieram, ale że one mnie uważnie słuchają. Za co im chcę podziękować również tutaj.

Wisienkę na torcie i najlepszy prezent sprawił mi jednak mój Syn, bo po tym fantastycznym dniu, który spędziliśmy wspólnie, usłyszałam pierwsze w swoim życiu „kocham Cię, mamo”.

To jest ta rzecz, którą będzie ciężko przebić za rok. Ale mimo to wierzę, że moje następne urodziny będą jeszcze lepsze niż te w tym roku. I mam nadzieję, że każdy będzie miał albo ma możliwość celebrować swoje urodziny lub inny ważny dzień w taki sposób lub nawet lepszy niż ja w tym roku.

I dlatego, ponieważ w tym miesiącu to wspaniałe Trenerki z mojego zespołu będą obchodzić swoje urodziny, chciałabym skorzystać z okazji i złożyć im najserdeczniejsze życzenia.

Cudowne Kobiety – życzę Wam samych wspaniałości na Waszej drodze, długiego życia pełnego szczęścia i miłości, przede wszystkim do samych siebie. Bądźcie wobec siebie wyrozumiałe i cieszcie się każdym dniem, a potknięcia traktujcie jako lekcje, a nie porażki, bo to normalny element nauki.

Doceniajcie siebie – to, jakie jesteście i kim jesteście. Doceniajcie też swoje sukcesy, te duże, te średnie i te malutkie. Jesteście niesamowite, wartościowe i wspaniałe. Praca z Wami daje mi mnóstwo satysfakcji i napawa mnie dumą, a przebywanie w Waszym towarzystwie, również prywatnie, jest czystą przyjemnością. Wszystkiego najlepszego!


I tym pozytywnym akcentem chcę na dzisiaj skończyć. Zanim jednak mnie wyłączysz, chcę Ci zająć jeszcze chwilkę, bo do tego odcinka podcastu, jest dołączona uzupełnianka do kolorowania. Podobne grafiki, zagadki, rebusy, wykreślanki są również dostępne dla innych odcinków i noszą wspólną nazwę Zagadek o biznesie do kolorowania. Możesz z nich skorzystać na przykład do odpoczynku lub pomalować razem z dzieckiem, a dostępne są po zapisie na mój newsletter.

Zapis na newsletter może być pożyteczny, bo jednym z celów projektu Od zera do Trenera, którego część stanowi ten podcast, jest stworzenie materiałów szkoleniowych dla rodziców opiekujących się dziećmi lub osób, które mają po prostu mało czasu. Chcę połączyć szkolenia biznesowe i rozwojowe z kolorowankami i wierszykami, więc nie dość że po zapisie otrzymasz dostęp do Zagadek o biznesie do kolorowania, to za pośrednictwem newslettera udostępniam próbki mojego produktu i dodatkowe informacje zza kulis. Jeśli nie chcesz, żeby to Cię ominęło, zapisz się na listę. Link zostawię Ci w opisie. I nie obawiaj się, że zaleję Cię spamem. Przez pierwsze kilka dni dostaniesz maile wprowadzające, ale później będziesz już otrzymywać standardowego maila co około dwa-trzy tygodnie z dodatkowymi informacjami i podsumowaniami, co ostatnio się wydarzyło i do czego warto zajrzeć.

Przy okazji, mam do Ciebie prośbę: jeśli masz swoje sposoby na naukę z dzieckiem lub napotykasz jakieś problemy z tym związane – daj mi znać. Dzięki temu, w perspektywie stworzę materiały dopasowane do Twoich potrzeb. Możesz do mnie napisać w komentarzu na stronie odzeradotrenera.pl lub jeśli nie chcesz się publicznie odsłaniać, daj mi znać na maila na kontakt@odzeradotrenera.pl.

No dobrze, to tyle na dzisiaj. Chyba powiedziałam, co chciałam, więc jeżeli to było dla Ciebie pomocne lub spodobało Ci się, zapraszam Cię na stronę odzeradotrenera.pl/odcinek016, gdzie znajdziesz wygodną formę do czytania oraz odnośniki do wszystkich treści, z których korzystałam i moich artykułów, z których możesz dowiedzieć się ciekawych informacji o nauczaniu dorosłych, o docenianiu siebie, o moich doświadczeniach trenerskich i przede wszystkim, co zawsze podkreślam: o ważnej roli miśków mojego syna w procesie przygotowywania się do szkoleń.

Oczywiście, jeśli masz ochotę, zasubskrybuj ten kanał, żeby dowiedzieć się o kolejnych odcinkach, będę Ci za to bardzo wdzięczna.

Ten podcast specjalnie dla Ciebie prowadziłam ja, znaczy się Joanna Pietrzak, dziękuję Ci bardzo za wysłuchanie go i do następnego! Pa!

Tego podcastu możesz posłuchać:

Empik Go:

Spreaker:

Stitcher:

Spotify: https://spoti.fi/37zyD9X

Youtube:

Podcast Addict:

Podchaser:


Treści dostępne na blogu i w podcaście są prezentacją opinii, poglądów, wiedzy oraz doświadczenia autorki, ale nie stanowią formy indywidualnego poradnictwa. Przed podjęciem decyzji w istotnej dla siebie sprawie, zawsze zasięgaj indywidualnej porady specjalisty.

Jeśli spodobała Ci się treść, podaj dalej:

Zostaw Komentarz