Zrób podcast – usłyszałam już przynajmniej kilka razy. Zachęcona zatem głosem tłumu, że teraz podcasty wiodą prym, bo w końcu kto czyta długaśne artykuły, stwierdziłam – no dobra, to zrobię podcast! Pomysłów mi nie brakuje, gadane też mam, to sobie poradzę. Nawet tytuł wymyśliłam, zakres tematyczny też i rozpracowałam pomysł na obrazek, więc większość pracy kreatywnej już za mną. Sądziłam, że teraz świat podcastingu stoi przede mną otworem i wystarczy włączyć program do nagrywania, wesprzeć się notatkami i pójdzie.
Jaka ja byłam naiwna…
Wstęp nagrałam za piątym podejściem, bo przez pierwsze cztery nie mogłam uwierzyć, że ja naprawdę tak mówię i to nie jest problem z mikrofonem.
Przez dwie godziny nagrałam całe cztery minuty podcastu, które i tak usunęłam, bo coś mi nie pasowało.
A jako wisienka na torcie dodam, że zepsułam sobie głośnik w laptopie, bo zwariowała mi karta dźwiękowa od przełączania mikrofonu.
To było w środę, kiedy planowałam odcinek pilotażowy i napisanie czwartkowego artykułu, ale poddałam się po tej nierównej walce i wycofałam na jeden dzień, żeby zebrać myśli.
Mądrzejsza o kilka wniosków, idę walczyć dalej. Być może przegrałam bitwę, ale wojna jeszcze się nie zakończyła 🙂
Wy też mieliście podobny problem? Macie może jakieś rady?
Treści dostępne na blogu i w podcaście są prezentacją opinii, poglądów, wiedzy oraz doświadczenia autorki, ale nie stanowią formy indywidualnego poradnictwa. Przed podjęciem decyzji w istotnej dla siebie sprawie, zawsze zasięgaj indywidualnej porady specjalisty.
2 Odpowiedzi
Anita
Takie to właśnie maja wrażenie Ci co potrzebują ciągłego udoskonalania siebie. Gratuluję!
Joanna Pietrzak
Pierwsze koty za płoty, za drugim razem już było lepiej 🙂