Dzisiaj, po długiej i nierównej walce, mam przyjemność ogłosić, że oto jest! Pierwszy odcinek podcastu Mama jako Trener biznesu jest dostępny online, wystarczy, że klikniesz poniżej, żeby go odsłuchać.
Jako temat pierwszego odcinka, chciałam dać od siebie coś uniwersalnego i ważnego, w czym każda mama może odnaleźć słowa dla siebie, zatem tym razem mówię o wątpliwościach matki. Przy okazji możesz dowiedzieć się więcej o mnie i o problemach, z którymi mierzę się i jako Trener, i jako matka.
Jako rodzica, mogą Cię też zainteresować sposoby na pracę z nastawieniem nastolatka wobec nauki oraz artykuł o tym, co powinniśmy czerpać z dziecięcych sposobów na naukę.
Odcinek 1 wersja do czytania
Nad nazwą tego podcastu zastanawiałam się około tygodnia i nic bardziej odkrywczego niż Mama jako trener biznesu nie wpadło mi do głowy. Zdecydowałam się zatem zostawić, jak jest, bo ta nazwa nieźle spina tematykę, którą chcę tutaj poruszać.
Wyjaśnię Ci mniej więcej, co chciałam przez to przekazać. Dlaczego mama? To akurat jest proste do wyjaśnienia. Od dwóch lat jestem mamą (a właściwie, jestem nią od prawie trzech lat, jeśli liczyć również ciążę) i mogę Ci powiedzieć, że macierzyństwo jest najbardziej wymagającym z wymagających zadań, z którymi mierzyłam się w swoim życia. Takim zadaniem było na przykład godzenie studiów dziennych, drugiej specjalizacji, praktyk zawodowych, pisania pracy magisterskiej i pracy w restauracji, co wszystko działo się równolegle. Ale to był pikuś w porównaniu.
Dlaczego zatem trener biznesu? Czemu właśnie mama jako trener biznesu? Tutaj też Cię nie zaskoczę, bo trener biznesu to mój aktualnie wykonywany zawód. Konkretnie, od trzech lat zarządzam procesem szkoleniowym w jednej z korporacji na polskim rynku. I o ile z nauczaniem ludzi dorosłych mam dużo dłuższe doświadczenie, bo łącznie już ponad siedem lat, tak cała moja kariera trenerska jest ściśle powiązana z macierzyństwem.
Po tym wstępie możemy już przejść do sedna, ponieważ w tym podcaście chcę Ci opowiedzieć:
- Po pierwsze, w jaki sposób można pogodzić dwa tak wymagające zajęcia (a przynajmniej jak ja to robię).
- Po drugie, w jaki sposób wiedza trenerska przydaje mi się w macierzyństwie.
- I odwrotnie, czyli w jaki sposób to właśnie macierzyństwo mnie rozwija i udoskonala jako trenera.
O czym chcę z Tobą porozmawiać?
Dzisiaj natomiast, chciałabym Ci się przedstawić i poruszyć pewien dość osobisty temat. Sądzę jednak, że jest to temat, o którym warto mówić głośno i wspominać o nim jak najczęściej: tym tematem są to wątpliwości.
Jeśli jesteś mamą, prawdopodobnie doskonale zrozumiesz, co mam na myśli. Jeśli nie jesteś mamą, na pewno również masz wątpliwości, ponieważ nie są one zarezerwowane tylko dla matek czy dla rodziców. Mam jednak wrażenie, że zasięg oddziaływania wątpliwości zwiększa się wraz z pojawieniem się odpowiedzialności za takiego małego kogoś, kto najpierw siedzi w brzuchu, a później z tego brzucha wychodzi w taki czy inny sposób. Wtedy zaczyna się jazda bez trzymanki, z opaską na oczach i z wysokiej górki.
Żeby Ci dokładnie opisać, o co mi chodzi, podam Ci przykład. W momencie, gdy dowiedziałam się, że w moim brzuchu osiedlił się mały lokator, przed oczami stanął mi mój niezdrowy tryb życia. Pracowałam wtedy po kilkanaście godzin na dobę, w soboty, zdarzało się również w niedziele i święta. Dużo wyjeżdżałam, mało spałam. Możesz się domyślić, że moje posiłki były nieregularne i raczej nie przywiązywałam wagi do tego, co jadłam. Tyle dobrego, że z palenia zrezygnowałam rok wcześniej, bobym się mogła totalnie załamać swoimi złymi nawykami. W każdym razie, wraz z pojawieniem się drugiej kreski na teście ciążowym, pojawił się też strach. Ogromny strach przed najmniejszym błędem, który mógłby zaważyć na istnieniu tego małego kogoś, na jego zdrowiu i życiu.
Wątpliwość numer jeden
Z tego powodu pojawiła się wątpliwość numer jeden: na ile zmieni się moje życie? Ponieważ, jak możesz się domyślić, moje nawyki musiały ulec pewnej zmianie. Bardzo szybko przekonałam się, że już NIC NIE BĘDZIE TAKIE SAMO. Mimo że na początku żyłam złudzeniami, że niewiele się zmieni. Niedługo przed zajściem w ciążę objęłam kierownictwo nad działem szkoleniowym i miałam zaplanowany kalendarz szkoleń na przynajmniej kilka tygodni. Nadal więc jeździłam po Polsce – pociągami, z bagażem i laptopem. Możesz sobie pomyśleć, że to było skrajne nieodpowiedzialne. Prawda jednak jest taka, że odsuwałam od siebie jakiekolwiek wątpliwości, aż do momentu, gdy w piątym miesiącu ciąży pojechałam na szkolenie do Częstochowy. W drodze powrotnej czułam się fatalnie, a w pociągu bardzo mną trzęsło. Pamiętam, że było mi na zmianę zimno i gorąco, a na plecach czułam ścieżkę potu. Kolejne trzy dni po tej podróży przeleżałam w łóżku, z ogromnym bólem brzucha, nie mogąc się ruszyć. W tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że to nie tędy droga.
Na kolejne szkolenia jeździłam już sporadycznie i to wyłącznie, jeśli miałam możliwość pojechania samochodem albo innym wygodnym środkiem transportu. Zresztą, niedługo później, bo w siódmym miesiącu ciąży, dostałam nakaz oszczędzania się, leżenia ile się da i receptę na leki przeciwskurczowe. Od tamtej pory w większości pracuję zdalnie i w tym miejscu chciałabym okazać szacunek mojemu przełożonemu, że od początku rozumiał sytuację i dał mi możliwość pracy z domu. To dzięki temu, złożyłam broń dopiero na początku dziewiątego miesiąca i poszłam na zwolnienie. Ku uciesze mojego lekarza prowadzącego, który mnie do tego nakłaniał już dużo wcześniej.
W momencie rozpoczęcia zwolnienia pojawiły się kolejne wątpliwości.
- Czy nie za późno?
- Czy nie pracowałam za dużo?
- Czy mój stres związany z pracą, pogonią za terminami, zmianą trybu życia i przy okazji remontem mieszkania (w końcu to normalne, że remontuje się mieszkanie, gdy pojawia się dziecko, nie?), czy to nie było za dużo dla układu nerwowego mojego dziecka? Bo dla mojego na pewno było za dużo.
Z drugiej strony, zadawałam sobie pytania:
- Czy to nie za wcześnie?
- Czy nie pracowałam za mało?
- Czy zrobiłam wszystko co trzeba?
- Czy będę miała do czego wracać po urlopie macierzyńskim?
- Kiedy w ogóle wrócę do pracy?
Jeśli połączyć to wszystko z burzą hormonów, potwornymi upałami (był to czerwiec) oraz problemami pod koniec ciąży, to nawet w tej chwili mam ciarki na samo wspomnienie, a to był dopiero początek!
Wątpliwości początkującej matki
Po porodzie przyszły standardowe wątpliwości początkującej matki: jak przewinąć, jak nakarmić, jak wziąć, żeby nie uszkodzić, jak ubrać, żeby nie było za ciepło lub za zimno. Te wszystkie rzeczy higieniczne dookoła pępka i inne podobne wariactwa. Ci co mają dzieci, to zrozumieją, o co mi chodzi.
Oczywiście też pojawiały się głosy naokoło: to nie tak, to inaczej, a może zrób tak, a będziesz mieć problem z tym, a to robisz źle, a ja robiłem to inaczej, popełniasz błąd, taka z Ciebie zła mama – rzucone niby żartem, ale tkwi we mnie do dzisiaj.
A oprócz tego, milion sprzecznych zaleceń odnośnie żywienia, higieny, pielęgnacji i leczenia. Później pierwszy katar. Pierwsza gorączka, na szczęście tylko przy okazji wychodzącego ząbka, ale to też moja wina, nie? Dodatkowo nieprzespane noce i pytania, kiedy wracam do pracy.
Podjęłam decyzję, że wrócę do pracy od razu po urlopie macierzyńskim, ale na pół etatu, i to z ciągłą możliwością pracy zdalnej. Dla niektórych było to za wcześnie, dla innych za późno.
Pracowałam zatem przez jakiś czas i niedługo później dowiedziałam się, że w ciągu kilku tygodni zostaniemy sami we dwójkę. Podjęłam wtedy decyzję, że Mały pójdzie do żłobka, żebym mogła pracować. Znowu stałam się tą złą matką, która nie dba o zdrowie własnego dziecka, bo każdy kolejny katar był moją winą, a podczas spacerów, sytuacja dochodziła momentami do absurdu. Obcym ludziom zdarzało się wytknąć mi brak czapki albo bluzy u dziecka, gdy ja sama byłam ubrana w koszulkę z krótkim rękawem. Wiem też, że nie jestem tutaj wyjątkiem, bo matki, czy ogólnie rodzice, często się na to skarżą.
Przypuszczam, że gdybym nie była wtedy tak pewna tego, co robię, mogłabym zwariować, bo i bez tego nie było lekko.
Wątpliwości w pracy
Pamiętam, że wtedy w pracy wypominano mi, że już nie jeżdżę na szkolenia, że pracuję z domu. Że mój styl pracy się zmienił, to znaczy nie pracuję już do późna i nie jestem non stop dostępna pod telefonem. Zdarzało się, że niektórzy wytykali mi kolejne zwolnienie opiekuńcze, bo dziecko podłapało wirusa w żłobku. A ja byłam wtedy na etapie, że znalezienie czasu na prysznic było wyzwaniem, o pracy nie wspominając.
Chcę tutaj wspomnieć o jednym istotnym fakcie: pracuję w branży sprzedażowej, która nie ma wiele wyrozumiałości dla takich sytuacji. Kilka miesięcy nieobecności jest wiecznością, która może spowodować, że nie masz do czego wracać. Jest spory nacisk, duża rotacja, długie godziny pracy. Gdzie w tym wszystkim matka wychowująca samodzielnie dziecko?
Jak jest teraz?
Ano jestem. W tej chwili, pracuję na 3/4 etatu, głównie zdalnie, już nie pracuję w weekendy. Prowadzę szkolenia kilka razy w miesiącu, aktualnie wyłącznie online, ale umożliwia mi również sytuacja ze stanem epidemicznym, w jakiej się znajdujemy. Równocześnie, z powodzeniem zarządzam kilkoma projektami szkoleniowymi.
Moje dziecko, ze względu na epidemię jest ze mną w domu. Często uczestniczy w zebraniach, raz współtowarzyszył mi podczas szkolenia, ponieważ w ostatniej chwili przed szkoleniem okazało się, że nie będę mieć pomocy w opiece.
Wieczorem, gdy Mały śpi, piszę artykuły, uczę się i nagrywam ten podcast.
Co się zmieniło?
Wiesz, co się zmieniło od momentu, w którym brakowało mi pewności siebie, gdy byłam niepewna, co będzie dalej, gdy miałam mnóstwo wątpliwości? Zmieniło się to, że odnalazłam swoje priorytety, co wcale nie było proste.
Od momentu, gdy zostałam sama z dzieckiem, do momentu, w którym mogłam powiedzieć, że O.K., w miarę wiem, czego chcę, MINĄŁ ROK. Rok załamania i ogromnej pracy nad sobą.
W tej chwili mogę Ci powiedzieć, że nie żałuję ani jednej podjętej przez siebie decyzji. Nawet jeśli w perspektywie okazało się, że nie były one najlepszymi decyzjami.
Matko, składam Ci pokłon
Teraz, pragnę Ci przekazać jedną rzecz. Jeśli doszłaś aż do tego momentu, chcę Ci powiedzieć, żebyś nie była wobec siebie okrutna, bo masz prawo mieć wątpliwości.
Masz prawo się bać.
Masz prawo o tym mówić otwarcie i oczekiwać pomocy.
Masz prawo odpuszczać i podejmować własne decyzje.
Masz prawo słuchać rad innych, na ile chcesz i nie słuchać ich, gdy nie chcesz.
Masz prawo wymagać, masz prawo być zła.
Masz też prawo być szczęśliwa i radosna.
Masz prawo nie mieć siły i ochoty na nic.
Teraz powiem coś kontrowersyjnego, do czego nasze społeczeństwo nie jest zbyt przekonane.
Masz prawo stawiać siebie na pierwszym miejscu!
Oczywiście, zachowując przy tym poczucie odpowiedzialności, bo Twoje dziecko sobie bez Ciebie nie poradzi. Mam jednak na myśli to, że masz prawo ustawić siebie jako jeden ze swoich priorytetów.
Wiesz dlaczego? Bo jeśli dasz się zajechać, to Twoje dziecko straci matkę, a wierzę, że chcesz dla niego jak najlepiej i do tego nie dopuścisz. Dbaj zatem o siebie i przy okazji naucz w ten sposób swoje dziecko dbać o siebie w przyszłości.
Świadomość tego była dla mnie jednym z pierwszych i najważniejszych kroków, które doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem teraz. Wiem też, że sporo jeszcze przede mną pracy, wysiłku i nabywania pewności, oraz pozbywania się wątpliwości. Dlatego, za Ciebie również trzymam kciuki, bo wiem z czym to się wiąże i przez co możesz przechodzić.
Dziękuję Ci za przeczytanie tego odcinka podcastu i zapraszam do jego wysłuchania, jeśli jeszcze nie udało Ci się tego zrobić.
W tym artykule możesz znaleźć obiecane na końcu podcastu miśki i przy okazji sporo wskazówek na temat prowadzenia webinarów.
Treści dostępne na blogu i w podcaście są prezentacją opinii, poglądów, wiedzy oraz doświadczenia autorki, ale nie stanowią formy indywidualnego poradnictwa. Przed podjęciem decyzji w istotnej dla siebie sprawie, zawsze zasięgaj indywidualnej porady specjalisty.
Zostaw Komentarz